Fragment: ....I żeby chociaż nie miał żony, dziecka, nie drżałby teraz do tego stopnia. Ostrożnie ujął imbryk, nalał esencji do szklanki, lecz następnie spojrzawszy w czajnik przekonał się, że woda w nim wystygła już zupełnie. W przykrym rozczarowaniu ani na chwilę nie przyszło mu do głowy, by rozniecać ogień. Czuł, iż najprostsza czynność z jego strony mogła spowodować jakiś szmer i odwrócić jego uwagę od drzwi. Bezszelestnie, na palcach, wrócił do stołu. Nie szukając cukru pił gorzko-zimną lurę, pomimo, iż nie tylko pragnienie* ale mróz miał w całym ciele. Owinął się szczelnie w palto i trwał w niemym bezruchu, nie mogąc już po chwili bezwolną ręką podnieść nawet szklanki. Nogi zdrętwiały mu pod stołem, a żółte, od nikotyny popróchniałe zęby, szczękały w obramowaniu wąskich wyblakłych warg. Wytężył słuch i pomimo, iż z poza drzwi, zaryglowanych i zamkniętych od wewnątrz, najlżejsze nie dobiegały szmery, czuł, iż lęk jego nie słabnie na sekundę, a rozdrażnienie w zrasta z każdą chwilą.
— A gdyby tak sprawdzić czy on jest tam jeszcze?—Ta sama myśl wydała się Sanicynowi straszną maszkarą, co wychynęła gdzieś z pod świadomości. Jednakże tak trwać nie mógł. Czuł, iż nie miał odwagi poruszyć się na stołku, dobyć z siebie głosu, zaszeptać nawet! i czuł jednocześnie, iż ta niepewność oczekiwania przyprawi go o szaleństwo. Począł się męczyć; walczył ze strachem znęcając się nad sobą, gdyż wolał jeszcze tę walkę od najsłabszej decyzji.
— A gdyby tak sprawdzić czy on jest tam jeszcze?—Ta sama myśl wydała się Sanicynowi straszną maszkarą, co wychynęła gdzieś z pod świadomości. Jednakże tak trwać nie mógł. Czuł, iż nie miał odwagi poruszyć się na stołku, dobyć z siebie głosu, zaszeptać nawet! i czuł jednocześnie, iż ta niepewność oczekiwania przyprawi go o szaleństwo. Począł się męczyć; walczył ze strachem znęcając się nad sobą, gdyż wolał jeszcze tę walkę od najsłabszej decyzji.