Znacie to uczucie pustki, które towarzyszy widzowi po oglądnięciu ostatniego odcinka sezonu ulubionego serialu? Dokładnie takie samo wrażenie ma się po przeczytaniu pierwszego tomu Dzikusów!
Sabri Louatah maluje przed nami nieśpiesznie relacje łączące członków licznej kabylskiej rodziny zamieszkującej podparyskie Saint-Étienne. Kolejne rozdziały zdradzają nam coraz więcej sekretów, które skrywają bohaterowie, ale na pierwszy plan wysuwają się raczej stosunki między członkami wielopokoleniowego klanu Narrusz. Nie są to relacje idealne, wykreowane na potrzeby książki. Bohaterów poznajemy jako ludzi z krwi i kości - z całą paletą szlachetnych zalet, nieciekawych przyzwyczajeń, okropnych wad. Widzimy bohaterów w coraz bardziej gęstniejącej atmosferze przedślubnych przygotowań, kiedy są roztargnieni, rozdrażnieni, podekscytowani, ale przede wszystkim przepełnieni miłością do reszty rodziny, która tłumnie zgromadziła się aby świętować na tytułowym francuskim weselu. Nie znajdziemy tu szerokich opisów tradycyjnego kabylskiego (a może raczej algierskiego) wesela, bo w utworze najważniejsi są ludzie - matki ciągle strofujące swoich synów, nieustannie chichoczące kuzynki, biznesmen-kokainista, przeżywający wewnętrzne katusze Karim, pan młody pełen wątpliwości, dziadek skrywający straszliwą tajemnicę, aktor popularnego serialu, czy wplątany w przestępczy półświatek nieobecny brat.
A w tle tworzy się historia. Sabri Louatah w Dzikusach ukazuje również społeczne nas...