Wydanie IV. Każdy kto choć na chwilę zdjął rękawice, natychmiast miał odmrożone palce. Nosiliśmy kominiarki naciągnięte na nos, oddech, przechodząc przez wełnę, zamieniał się w grube pasemka lodu na wysokości ust i w długie białe wąsy zwisające z brwi. Nawet nasze łzy zamarzały tworząc wielkie perły, które boleśnie sklejały rzęsy. Ścieraliśmy je dopiero kiedy ból stawał się nie do zniesienia. Nos, policzki miały cały czas kolor jasno-żółty, jak napięta skóra na bębnie. Aby uchronić się od odmrożeń, trzeba było co jakiś czas energicznie nacierać ciało śniegiem. Często było jednak za późno...