Miałam obawy przed czytaniem czwartego tomu nieznanej serii, ale były one przesadzone. Bez problemu odnalazłam się w tej historii. Każda część serii to odrębne śledztwo, choć główni bohaterowie są ci sami. Ciekawa byłam, co wydarzyło się wcześniej w życiu policjantki pracoholiczki, że zerwała ze swoim partnerem, że tak bardzo skupia się na pracy i jest jej oddana. Zabrakło mi znajomości jej życiowych turbulencji, zwłaszcza miłosnych. Polubiłam tę kobietę, jej dosadność, sarkastyczne poczucie humoru, antytalent kulinarny i zaliczenie wpadki. Także niezłomność i wytrwałość oraz jej nietypowe metody działania i zaangażowanie w śledztwo. Wątek obyczajowy dotyczący życia osobistego detektyw przeplata się z kryminalnym i trochę odciąga od dochodzenia.
Płynnie weszłam w policyjny świat i z boku obserwowałam kolejne podejmowane działania. Brak postępów w śledztwie, stres, presja przełożonych, zbliżające się Boże Narodzenie nie pomagają. Detektyw Daniels czuje silną potrzebę przełomu. Woli sama ścigać sprawców i działać w terenie. Wtedy nie zawsze trzyma się reguł i nagina prawo, choć w imię wyższego celu, a jednocześnie prowokuje niebezpieczne sytuacje. Wątek porwania chłopca naturalnie splata się z posterunkową Diamond, która jest w ciąży. Autor pokazuje niepokój matki o przyszłość jej nienarodzonego dziecka.
„Gra pozorów” to w mojej ocenie dobry kryminał. Nie było fajerwerków, tylko solidne śledztwo, które trwało i trwało. Akcja rozpoczęła się mocno. Potem tempo było niespieszne, jak dla mnie zbyt powolne. Fabuła dobra, a temat porywania dzieci ciekawy i wciąż aktualny. Niepokój wkradał się stopniowo i utrzymywał się na tym samym poziomie. Intryga mało skomplikowana, logicznie skonstruowana i spójna. Zakończenie trzyma w napięciu, choć mnie nie zaskoczyło. Nie wiem dlaczego. Bardziej zdumiona byłam rozwiązaniem innej sprawy.
Niektóre opisy można by pominąć i nadać tempa akcji. Niefortunne było porównanie zmasakrowanej odłamkami szkła twarzy w wypadku do pewnej potrawy. Zazgrzytało. Rzadko w dialogach wyłapywałam jakąś nienaturalność. Mroczno nie było. Mimo tego kryminał płynnie mi się czytało. Sprawdził się on w ramach codziennego relaksu. Nie skłonił mnie wprawdzie do głębszych refleksji, ale stanowił dobrą rozrywkę na kilka popołudni.
„Gra pozorów” to bezkrwawa, prosta kryminalna historia z wolnym tempem akcji i kilkoma pozorami, która nie wyróżnia się na tle gatunku. Motywy działania sprawców tak bardzo ludzkie i oczywiste, że się o nich po prostu nie pamięta. Ta książka o tym przypomina i podkreśla, jak ważne są więzi z dzieckiem.