Nie moja bajka, ale jak mi wpadło w ręce, to przeczytałam (jako czytelniczka masochistyczno-kompulsywna).
Romansidło. Główna bohaterka, Crystal, jest taka piękna. No taka piękna, taka niesamowicie piękna, i niewinna i słodka, i autorka to w kółko powtarza, aż się niedobrze robi. I wszyscy porządni ludzie, wzruszeni jej urodą i słodyczą, prześcigają się w wyświadczaniu jej przysług. Ale oczywiście, są i Źli Ludzie, i ci nie tylko się nie wzruszają, lecz bohaterkę poniewierają moralnie i fizycznie, a przy tym, jeśli to mężczyźni, to i niecnym żądzom ulegają i crystaliczną niewinność bohaterki hańbią.
Bohaterka w wieku lat 14 zakochuje się na całe życie w starszym od siebie mężczyźnie, którego spotyka potem co jakiś czas. On też w niej się natychmiast zakochuje (hm, w czternastolatce... no nieźle), ale Zły Los (niestety, tego nie da się opisać bez wielkich liter) wciąż ich łączy i rozłącza. Oprócz Złego Losu, winę ponosi także nadzwyczajna fujarowatość bohatera, który jest totalnie pozbawionym kręgosłupa typem i pozwala manipulować sobą Złej Kobiecie, z którą się żeni, chociaż w sumie to nie chce. I żyje z nią piętnaście lat, chociaż jej nie chce. Ale tak wyszło, a poza tym ona ma bogatego i wpływowego ojca.
Zła Kobieta jest zła, bo chce zrobić karierę, i nie tylko udziela się sama - politycznie, ale i oczekuje od męża, że będzie Kimś Ważnym, żeby mogła błyszczeć jako jego małżonka. Awans poprzez mężczyznę - okropne. I jeszcze najważniejszy jest dla niej bogaty tatuś. Natomiast Crystal to co innego, ona chce zrobić karierę w Hollywood, i po kolei wdaje się w związki z facetami, którzy mogą jej to ułatwić (producent i reżyser), a najważniejszy dla niej był tatuś... ups... zaraz, zaraz... No ale wiadomo, że bycie aktorką to coś dla prawdziwej kobiety, a prawo czy polityka fascynują tylko zimne suki. Poza tym Zła Kobieta jest wyrafinowana, elegancka, wyrachowana, i wyraża się sarkastycznie, a Crystal jest niewinna, lubi nosić dżinsy, ma duże niebieskie oczy i słodko ćwierka. No i Zła Kobieta nie chce mieć dzieci (zgroza).
Oczywiście, po piętnastu latach cierpień w końcu będzie happy end, a w międzyczasie Crystal zgarnie Oscara, a jej luby będzie doradcą Kennedy'ego. A potem wylądują na małym, cichym ranczu i będą żyć długo i szczęśliwie. Chyba trochę mnie mdli.
Mogłoby nie być tak okropnie, gdyby autorka trochę skupiła się na kontekście społeczno-politycznym. Bohaterowie żyją w czasach, a nawet czynnie biorą udział w wojnie w Korei, w działalności McCarthy'ego, w kampanii i prezydenturze Kennedy'ego, ale wszystko to jest bladym tłem dla Wielkiej i Skomplikowanej Miłości. Nawet o Hollywood lat 50 i 60 niczego się nie dowiemy.
Tylko dla miłośników autorki.