Zacznę od tego, że książka powinna znaleźć się w kategorii Fantasy. Bezmiar surrealizmu i absurdu mnie poraził w tym dziele. Zrozumieć mogę, że autorka chciała ukazać problemy, z jakimi borykają się główni bohaterowie, ale to co tu się wydarzyło, wykracza poza skalę realności i prawdy życiowej. Przede wszystkim tragedia, która się tu odgrywała zazwyczaj ma szansę się wydarzyć, natomiast zupełnie nierealnym jest, aby dwoje osób o takich, nazwijmy to skrzwieniach emocjonalnych, miało możliwość na zbudowanie zdrowego, trwałego związku. Kolejna sprawa jest taka, że osoba, która uczęszcza na terapię roczną nie wykazuje takich zachowań, jak główna bohaterka przez cały czas. Oznacza to, że zapewne terapia była źle prowadzona i zwyczajnie nie pomogła. Kolejne moje odczucia związane z Amarą są takie, że najwyraźniej pomimo traumy, której doznała, miała również niezdiagnozowaną chorobę Boderline. Jaks, nasz Jaks z osobowością unikającą i na domiar złego robiący wiele szumu wokół własnej osoby, tak aby bezustannie wywoływać w Amarze poczucie winy. Nie wspomnę już o tym, że absolutnie nie poznajemy głębszej relacji z rodzicami, rodzeństwem i przyjaciółmi, a jedynie dostajemy strzępki i informacji. To samo tyczy się Amary i Lori. Stanowczo za dużo jest opisów miłości bezgranicznej, do tego stopnia, że poczułam się jak epoce romantyzmu. W ogóle opisów jest na tyle dużo między dialogami, że zaczęłam się gubić, kto komu na co odpowiada. Jeśli autorka chciała ukazać dwoje osób potrzebujących lekarza psychiatry i to jak cierpi taka osoba to strzał w dziesiątkę. Natomiast jeśli to miało być odwzorowanie tzw. związku problematycznego to zdecydowanie minęło się to z celem. Spodobało mi się jedynie kilka fragmentów, ale to zbyt mało abym oceniła tę pozycję pozytywnie