8 dyktatorów, 8 życiorysów ludzi znanych z podręczników historii lub pierwszych stron gazet, ludzi wpływających na losy świata. A kto wpływał na nich lub z kim najchętniej obcowali? Mussolini, Lenin, Stalin, Salazar, Bokassa, Mao, Causescu, Hitler. Pierwszy garnitur. I mnóstwo zakochanych (lub nie) kobiet. Zapowiadało się świetnie, ale dla mnie byłoby fajniej, gdyby:
- autorka choć krótko zarysowała tło geohistoryczne dla każdej postaci.
- więcej pisała o kobietach, a mniej o dyktatorach, no chyba, że nie miała więcej materiałów
- dokonała cudu i pokusiła się o głębsze zarysowanie sylwetek pań, ich charakterów, osobowości
- skróciła tę przynudnawą pozycję o połowę i wyrzuciła co najmniej połowę cytowanych listów, tylko co by wtedy zostało?
- napisał to autor z mniej topornym piórem, a przetłumaczył lepszy tłumacz
- gdyby autorka napisała książkę tak, by mnie zainteresowała, a nie znudziła
Za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta. To wiadomo. Mimo, iż wszyscy opisywani dyktatorzy sukces odnieśli, takich wyjątkowych kobiet nie znalazłam. A może po prostu były marnie przedstawione?
„Kobiety dyktatorów” to dla mnie takie skrzyżowanie artykułów z kolorowej prasy, gdzie jedna pani powiedziała drugiej pani oraz prac semestralnych kiepskich studentów bez polotu, którzy wprawiają się w pisaniu. Szkoda. Pomysł był, wykonanie zawiodło. Punkty przyznaję nie za panie, a za panów.