Nie mam w zwyczaju pisać o książce, której jeszcze nie skończyłam czytać lub, której nie mam zamiaru dokończyć, ale tym razem zrobię wyjątek…
Tytułowa krucha jak lód to Willow O’Keefe – dziewczynka cierpiąca na nieuleczalną chorobę genetyczną osteogenesis imperfecta, w skrócie OI, czyli wrodzoną łamliwość kości. Mała ciągle coś sobie łamie, nawet podczas wykonywania prozaicznych czynności takich jak np.: kichanie. Życie Willow nie należy do najłatwiejszych – ani dla niej samej, ani dla jej najbliższych. Mimo wszystko życie rodziny O’Keefe należy do szczęśliwych. Jednak jak wszystko – szczęście też ma swój kres…
W powieści jest kilku narratorów: Charlotte i Sean, czy rodzice chorej Willow, jej starsza siostra Amelia, niejaka Piper oraz adwokatka Marin. Adresatką powieści jest nie kto inny jak Willow. Do niej pozostałe postaci przemawiają, opisują swoje działania i ich motywy, przeżycia.
To już drugie moje spotkanie z twórczością Jodi Picoult. Drugie i znowu nieudane. Po raz kolejny podczas lektury byłam zła sama na siebie, że wypożyczyłam powieść tej autorki, a przecież kiedyś obiecałam sobie, że nie będę wypożyczała książek autorów, których powieścią nie byłam zachwycona już przy pierwszej lekturze. Cóż, nie dotrzymałam obietnicy danej samej sobie.
Jakoś tak dziwnie mam, że zawsze kiedy większość zachwyca się danym tytułem, zachęca do sięgnięcia po niego i ja to robię, wówczas jestem całkiem rozczarowana tym, co przeczytałam i myślę sobie nad czym były te zachwyty. Tu sytuacja się powtórzyła.
Nie polubiłam się z bohaterami wykreowanymi przez Picoult. Jedyną osobą, którą względnie darzyłam sympatią, była Amelia – siostra Willow.
Reszcie chętnie bym podziękowała.
Poza tym, jak dla mnie „Krucha jak lód” jest strasznie przegadaną i sztucznie nadmuchaną powieścią. To, co autorka ujęła w 613 stronach, można by przecież ująć góra w 400. I to byłoby za wiele jak dla mnie.
I to mieszanie przeszłości z teraźniejszością – zupełnie niepotrzebny zabieg literacki, tak często stosowany przez tę pisarkę.
Wiem, że fani Picoult będą oburzeni i zdziwieni moją opinią. Zdaję sobie sprawę. Ja jednak nie umiałabym napisać pozytywnego tekstu o czymś, co mi się ewidentnie nie podoba.