„Jeszcze przed sprawą wzięli mnie do wariatkowa. Ta cała szopka z badaniem mego zdrowia psychicznego trwała prawie dwa miesiące.
Przez pierwsze dwa tygodnie, jak tylko mogłem najlepiej, paliłem głupa, opowiadając tym wszystkim lekarzom, że słyszę rozmaite diabelskie głosy i że to właśnie one zmusiły mnie do zabicia tej rodziny. Starałem się jak mogłem rżnąć kretyna, ale oni chyba nie bardzo mi wierzyli. To byli zawodowcy, grzebali już w głowie nie jednemu przestępcy. Te głodne kawałki, które im sprzedawałem, jakoś nie za bardzo trafiały im do przekonania. W końcu sam przestałem już wierzyć, że uda mi się ich oszukać i że uznają mnie za świra. Zresztą przez ten czas dokładnie przeanalizowałem swoją sytuację. Za ten mord, nawet z żółtymi papierami, siedziałbym w zamknięciu do końca życia. W tym lub innym głupiejowie. Wśród tych wszystkich czubków udających psy, gęsi, kuropatwy i papieży. Wolałem więzienie. Tu przynajmniej jestem wśród swoich. Wiem czego po kim się spodziewać. Zresztą, jak sam wiesz, nieźle się tu ustawiłem. Nawet stare zgredy boją się mnie jak diabeł święconej wody."