Sięgając po “Kwiat Galandiru” naprawdę nie spodziewałam się, że ta dosyć niepozorna, objętościowo skromna publikacja, obleczona w ciemnofioletową okładkę, skrywa aż tak znakomitą fantastykę! Fabuła książki jest niesamowicie dobrze przemyślana, choć nie można powiedzieć, że całkowicie nowatorska. Jestem niezwykle zachwycona stylem pisania Autorki, Pani Marty Giża - Mydlarz, oraz ciekawą konstrukcją opracowanej historii. Jedyne co mogę zarzucić tej lekturze to to, że tak błyskawicznie się skończyła, bo ma ona zaledwie 150 stron, a chciałoby się jej zdecydowanie więcej! Uważam, że wiele wątków, które płynnie i dosyć prędko przechodzą w kolejne, mogłoby być bardziej rozwiniętych i opisanych na zdecydowanie większej ilości stron. Na przykład bardzo szybko przebiegające sceny bitwy, krótkie (ale rzeczowe!) charakterystyki samych bohaterów. Oczywiście w żadnym wypadku nie traktuję tego jako ujmy dla powieści, jedynie pragnę zaznaczyć, że gdzieniegdzie tkwi niewykorzystany potencjał, który zastosowany z powodzeniem mógłby przedłużyć Czytelnikowi przyjemność spędzenia z bohaterami większej ilości czasu. Ta niedługa opowieść jest napisana ładnym, choć nie wybitnym językiem. Użyte w niej słownictwo dzięki swojej prostocie i realizmowi sprawia, że miłośnik czytania może poczuć się tak, jakby sam znajdował się w centrum wydarzeń. A dzieje się tutaj naprawdę sporo!
Jak zostało to zapowiedziane w informacji zamieszczonej w nocie autorskiej, rzeczywiście w “Kwi...