Wahałam się z oceną tej książki: jest "słaba" czy "może być"? Ostatecznie uznałam, że jednak "może być", bo czyta się szybko, z lekkim zainteresowaniem, jakież to będzie wyjaśnienie zagadki. Jest to książka typowo amerykańska: młoda, piękna, bogata pani adwokat - Amanda, która może mieć każdego mężczyznę, nieważne wolnego czy żonatego, wyzwolona, żyjąca tu i teraz. Mnie osobiście ta postać po prostu irytowała, nie tyle nawet swym egoizmem, co płytkością i denerwującym zwyczajem prowadzenia dialogów samej ze sobą, przez co jej rozmyślania traciły na realności i wydawały się naciągane. Główny wątek, który pociąga za sobą konfrontację z przeszłością, niby kryminalny, mamy bowiem zbrodnię, ale mamy także i kata, który w dodatku od razu przyznaje się do winy i prosi wręcz o wymierzenie kary. Nie znamy jednak motywu morderstwa, ten poznajemy oczywiście na końcu (droga do rozwikłania zagadki także wydaje mi się naciągana, dużo domysłów, które okazują się strzałem w dziesiątkę). W tle natomiast mamy nieszczęśliwe dzieciństwo Amandy, brak rodzicielskiej miłości, co kładzie się ogromnym cieniem na jej życiowe wybory i styl życia. Następnie powrót do przeszłości i porzuconej przed laty miłości. Historia ma potencjał i mogłaby (przynajmniej na końcu) chwycić za serce i lekko ścisnąć,a tymczasem autorce nie udało się zupełnie stworzyć dramaturgii i wzruszenia - po prostu nic.