Wszyscy roześmiali się, a Gwóźdź prawdziwy przyskoczył do rzeźby i zaszczekał. Nie mógł znieść zainteresowania, które ludzie okazywali psu na podium. Nie był w stanie zrozumieć, że to jest jego portret i pożerała go zazdrość tym namiętniejsza, że tamten pies stał w pełni wdzięku swoich kudłów, a on był ostrzyżony przy skórze, jak salonowe psiaki, których nigdy nie uważał za prawdziwe, szanujące się psy. Pan nie tylko że nie rozumiał jego udręki, ale przechodził sam siebie, aby tamtego drugiego uczynić jak najbardziej uroczym. (fragment powieści)