Dzieciom kazano jeść obiad w szkolnym pokoju i nie wychodzić stamtąd aż po wyjeździe gości. „Nie potrzebujecie plątać się po całym domu" rzekła im ciotka Paulina tonem tak szorstkim, że Edzio miał już wielką ochotę odburknąć jej coś niegrzecznego, ale gdy spojrzał na wypieczone rumieńce i nerwowo drżące usta starej panny, dał spokój — bezpieczniej było z nią nie zaczynać, gdy była w takim stanie. Zresztą, dziś od rana wszyscy w domu byli tacy jacyś dziwni: tatko prawie nie zauważył jak go dzieci w rękę całowały na dzień dobry, a słodka twarz mamy wydawała się bledszą niż zwykle i oczy mrugały tak, jakby je co chwila przesłaniała jakaś mgła wilgotna.
Zaraz po śniadaniu wysłano konie na kolej. Edzio, który zawsze wiedział najdokładniej, co się w całym domu działo, mówił, że tatko okrutnie sfukał stangreta o nie dość dokładnie wyczyszczoną uprzęż, a ciotka Paulina mówiła do mamy, że może należało, jeszcze nieobeschnięte z wiosennej wilgoci ulice ogrodu wysypać piaskiem i przed ganek wynieść zieloną ławeczkę, która tam zwykle stała podczas lata „żeby im się lepiej spodobało..." - fragment powieści