Romans typu romans, ze wszystkim, co romans zawierać powinien:
- Sympatyczną parę, która drze z sobą koty od pierwszego wejrzenia,
- Pozornie niewinne kłamstewko, które zaczyna żyć własnym życiem i zmusza bohaterów do kolejnych wygibasów,
- Kliku panów o wątpliwym prowadzeniu, mętnej przeszłości i dyskusyjnie szlachetnych motywach,
- Przyzwoicie nakreślone tło sensacyjno-dramatyczne,
- Nie mniej wyraziste tło obyczajowe,
- Sporą dawkę humoru oraz tego, co nie jest tym, czym się wydaje,
- Czarny Charakter zakamuflowany na zasadzie twarzy w lufciku.
Krótko mówiąc, jest zajmująco, gwarnie i kolorowo. Cukier, miód i orzeszki. "Mistyfikacja" może się podobać, jednakże gdzieś po drodze zmęczyłam się zgiełkiem. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Chevigtonowie - mniej lub bardziej - mają coś z głową.
Camilla nie jest tu wyjątkiem. Na dłuższą metę towarzystwo głupich kwok i równie mądrego stadka kogutków jest dość wyczerpujące. Sama intryga także nie była dla mnie zbyt przekonująca, ale kładę to na karb czasowego zmęczenia lekturą. Generalnie "Mistyfikacja" jest romansem całkiem niezłym, na przyzwoitym poziomie. Dla mnie książka na raz, ale zostawię ją sobie gdzieś pod ręką.