Odnoszę wrażenie, że Penelope Bloom zabrakło weny na pociągnięcie historyjki o mądrej inaczej domorosłej artystce fallicznej i nieco sfiksowanym milionerze spragnionym szczerej autentyczności. Jakby to samej autorce skończyły się koncepcje i tworzyła coś na siłę. "Jej ogródek" ani śmieszy, ani bawi, jak na romans - też trudno nazwać go romanse...