Jakoś nie mogę się skupić na lekturze, więc odświeżyłam sobie dawno czytany kryminałek i muszę powiedzieć, że sprawiłam sobie przyjemność. :)
Jest to bardzo klasyczny, angielski kryminał, sądząc z opisów dziejący się w latach '50 lub '60 - kiedy kobiety noszą pończochy ze szwem i kapelusze, mężczyzna pracujący bez marynarki jest ekscentryczny, sekretarki piszą waląc w klawisze maszyn do pisania (zdecydowanie nie elektrycznych), a przekazanie dokumentacji do drukarni odbywa się przez wręczenie gońcowi koperty. Samo przeniesienie się w takie realia jest przyjemne i odświeżające, a i całą zagadkę kryminalną uważam za udaną.
Akcja zaczyna się burzliwą dyskusją na temat wyboru zdjęć z paryskiego pokazu mody do najnowszego numeru ekskluzywnego angielskiego pisma poświęconego tejże modzie. W środku nocy, tuż po powrocie z Paryża, zespół redakcyjny toczy boje o najważniejsze trendy i sposób ich przedstawienia, a czas ich goni, gdyż makiety do drukarni muszą być gotowe na 7 rano.
Poznajemy bohaterów powieści, na razie dość pobieżnie, by zorientować się, kto jest kim - a potem dochodzi do zbrodni - klasycznego w tego typu powieściach otrucia cyjankiem, i na scenę wchodzi nadinspektor Scotland Yardu Henry Tibbett.
Śledztwo toczy się wśród modelek, fotografów, projektantów mody i producentów konfekcji, i toczy się w sposób, który mi bardzo odpowiada - inspektor rozmawia z ludźmi, docieka jak wyglądało życie ofiary, obserwuje próby wprowadzenia go w błąd, niespieszn...