Miłość wcale nie jest taka piękna i pasjonująca, tak jak ta, na którą wielu z nas niecierpliwie czeka. Może być przecież toksyczna, platoniczna, nieszczęśliwa czy nieodwzajemniona. Miłość to nie tylko usłana płatkami róż droga do lepszego życia, miłość uskrzydla i niszczy. Wydobywa z nas to, co najlepsze, ale również może być jak samobójcza trucizna. Miłość przecież jest ślepa, wyidealizowana przez nas. Gdy kogoś kochamy, często nie zwracamy uwagi na błędy, jakie owa osoba popełnia, czy na to, jak bardzo nas krzywdzi, sprawiając, że wewnętrznie umieramy.
Collin Twing padł ofiarą właśnie takiej miłości. Krzywdzony, poniżany, a nawet bity przez swojego kochanka, który nie mógł pogodzić się ze swoją orientacją seksualną, przestaje widzieć w Alanie osobę, którą obdarzył silnym uczuciem. Sprawa się komplikuje, gdy przez siedem dni z rzędu doświadcza okropnego oraz niewyobrażalnego bólu, zarówno psychicznego, jak i fizycznego ze strony swojej pierwszej miłości, a w dodatku wiele blizn na jego ciele staje się piętnem jego cierpienia, które codziennie przypomina mu o traumie. Jego życie zmienia się diametralnie i wkrótce Collin traci siebie, a pomaga mu w tym uzależnienie od alkoholu. Po kilku nieudanych próbach samobójczych jest wrakiem człowieka, aczkolwiek jego starszy brat – Nico, próbuje sprawić by ten, chociaż na chwilę zapomniał o tym, co stało się pięć lat temu. Organizuje więc obóz, na którym ich kapela rockowa ponownie wróci do żywych i nawiąże trochę kontaktu...