Trwa II wojna światowa. Jesienią 19421 Henia podejmuje ważną i odważną decyzję – postanawia wydostać swojego ukochanego Moszka z łomżyńskiego getta. Będąc tam na miejscu, ratuje jeszcze jedno życie – małej dziewczynce, którą od tej pory będzie traktowała jak własne dziecko. We trójkę wędrują od schronienia do schronienia, ukrywając się przed Niemcami. Kiedy w końcu udaje się im odnaleźć spokój, los drwi z zakochanych. Zamiast ślubu i wspólnego życia, zakochani zostają rozdzieleni. Mijają lata, a w życiu prawnuczki Heni – Agaty pojawia się tajemniczy mężczyzna o imieniu Benjamin, który przyjechał z Izraela, by poznać historię życia i miłości swoich przodków. To, co oboje odkryją, będzie sporym zaskoczeniem.
Będę nuda w tym stwierdzeniu, ale autorka znowu to zrobiła – poruszyła moje serducho historią, od której trudno się oderwać. Po raz kolejny moje czytelnicze serduszko zostało złamane, ale choć dziwnie to brzmi, czuję się z tym zawsze dobrze, bo tylko pani Ania za pośrednictwem swoich opowieści dociera do mnie w taki sposób, że emocjonalnie się uwalniam i dostrzegam to, co niewidzialne na pierwszy rzut oka. Historia Henii i Moszka jest bardzo poruszająca, a przez to niesprawiedliwa i słodko-gorzka, ale zawsze jest nadzieja, że dwie zagubione dusze zawsze się odnajdą. Ode mnie 10/10.