Nie będę wymyślać że miałam na ten tytuł nie wiadomo jaką ochotę, że czekałam, że zabierałam się ale potrzebowałam impulsu ;) nie ma sensu bo jednak literaturę YA to ja omijam jak wściekłego psa. Czy słusznie?
Pewnie po części tak – pozmierzchowe twory mogą znużyć i największą fankę pierwowzoru, ale w tym swoim uprzedzeniu zapomniałam o jednej rzeczy. Przecież istnieją książki które ze Zmierzchem nie mają nic a nic wspólnego.
I P.S. I like you własnie takie jest. Inne.
Warte przeczytana? Zdecydowanie.
Niby nie ma tam nic nowego, odkrywczego czy inspirującego. A książka mnie wciągnęłą i nie mogłam się oderwać ;)
Uwielbiam książki których część stanowią listy. A tu o listy chodzi właśnie najbardziej ;) Trochę mi to nasunęło skojarzenie z Historią Kopciuszka, filmem z Hillary Duff, ale jako że film bardzo lubię i mam sentyment to skojarzenie było miłe.
Zagadką niby jest któż to pisze listy z naszą Lily. Zagadką której rozwiązanie przynajmniej dla mnie było oczywiste ;) i książkę mogę podzielić na dwie części – tę w której chciałam się mylić i tę w której cieszyłam się że jednak się nie pomyliłam ;)
Po pozory potrafią bardzo, bardzo mylić.
Zresztą nie od dziś wiadomo że kto się czubi ten się lubi. Tu im mocniej czubi tym bardziej lubi ku mojej radości ;)
Kolejna rzecz ku mojej radości to fakt, że naprawdę nie ma scen. Jest chemia, są uczucia ale kończy się na pocałunkach i to pod koniec ksiązki. Wiemy że nawet w młodzieżówkach zdarzają się takie seksy że łoooo pani… A tu nie. I to mnie nieziemsko cieszy ;)
W ogóle polubiłam Lily, po czasie polubiłam też partnera listowego, bo początkowo mnie strasznie wkurzał i zastanawiałam się jak w ogóle romans między nimi może być możliwy. Polubiłam też Isabel i rodzinkę Lily,
Właśnie… Rodzinka! Jak bardzo lubię pokręcone rodzinki w książkach to chyba tylko ja wiem :P to ogromna zaleta tej powieści, a państwo i rodzeństwo Abbott to źródło nieustannego śmiechu.
I Królik Lew :D
polecam. Na pewno tym do których jest przede wszystkim adresowana, ale i też tej starszej młodzieży ;)