Moje emocje związane z czytaniem "Pogrzebanego olbrzyma" przedstawiały się sinusoidalnie. Trochę fantasy (klątwy, czary, smoki, ogry i inne diablątka), trochę romans dworski (sylizowane dialogi, rycerze, damy serca), trochę przypowieść. Interesująco to wszystko zamieszane, doprawione głębszą refleksją na temat pamięci: czy warto zawsze pamiętać? czy może lepiej czasem o pewnych sprawach zapomnieć?
Czytało się płynnie, z zainteresowaniem - raczej większym niż miniejszym. W początkowej części natrętne komentarze wszechwiedzącego narratora irytowały mnie bardzo (w niedawno przeczytanej opowieści Nabokova podobny zabieg nie przeszkadzał mi wcale), jego głos jednak wkrótce zamilkł. Język miejscami wydawał mi się zbyt współczesny, ale być może to sprawa tłumaczenia.
Natomiast zauroczyło mnie liryczne zakończenie, wpadłam w zadumę i smutno zrobiło mi się, że to już koniec.