Znacie to uczucie kiedy oglądając horror i patrząc na postępowanie bohaterów, zadajecie sobie pytanie: jak oni mogli być tak głupi, żeby wpaść na taki pomysł?
Pomysły z tego gatunku bywają różne: a to wchodzą gdzieś do ciemnego pomieszczenia (gdzie na pewno czyha morderca) nie troszcząc się o zapalenie światła; pozostawiają swoich oprawców nie upewniwszy się, że są dostatecznie martwi żeby ich nie ścigać; zamiast schronić się w jakieś względnie bezpieczne miejsce próbują za wszelką cenę dostać się do jakiegoś punktu (nie ważne, że droga do niego biegnie przez ciemny las pełen potrzasków i czających się za każdym krzaczkiem psychopatów z siekierą). Wpisałam to jednak w ryzyko oglądania takiego gatunku jakim jest horror, w którym logika przecież nie jest najważniejsza, krew i flaki to co innego. Po raz pierwszy zdarzyło mi się to jednak podczas czytania książki i niestety, nie było to dla mnie przyjemne zaskoczenie, szczególnie, że w książkowych horrorach logika zazwyczaj aż tak nie cierpi, a nazwisko Ketchum wiązało się z dużymi oczekiwaniami.
Pomijam wątpliwą możliwość przetrwania w naszych czasach dość sporej "rodziny" kanibali, bez zbytniego wzbudzania podejrzeń wśród ludzi zamieszkujących dany teren oraz utrzymujących porządek władz - założyłam, że to może wcale nie jest takie nieprawdopodobne jak mi się wydaje.
Owa "rodzina" oczywiście postanowiła zapolować na grupę ludzi, którzy chcieli spędzić przyjemny urlop w swoim towarzystwie. Po pierwszej scenie ataku, kiedy pozostali w domu ludzie otrząsnęli się z pierwszego szoku nastąpiło właśnie to, co zawsze tak bardzo irytuje mnie w kiepskich horrorach. Zamiast logicznie ogarnąć sytuację pozostała przy życiu gromadka postanawia... dostać się do samochodów stojących gdzieś na podwórzu. Przecież ci potworni ludzie, którzy właśnie zabili ich towarzyszy, nie mogą im w tym przeszkodzić...
Dalej akcja zmienia się już tylko w rzeź. Tego na pewno w tej książce nie zabrakło. Zgadzam się, że autor bezkompromisowo opisał wszystko co się tam działo. Nie szczędził szczegółów dotyczących postępowania kanibali ani pozostałych przy życiu bohaterów, którzy zmuszeni zostali do walki o przetrwanie (a walka była krwawa i do granic wytrzymałości). Tylko czy to może przestraszyć?
Myślę, że kogoś pewnie tak, ale na mnie nie zrobiło większego wrażenia. Może po prostu trudno jest przestraszyć czymś takim osobę, która spędziła pierwszy rok studiów na preparowaniu ludzkich zwłok wyjętych z formaliny na zajęciach z anatomii prawidłowej?
Stanowczo bardziej przekonujące było dla mnie trochę subtelniejsze przedstawienie kanibalizmu takie jak w książkach Harrisa. W "Poza sezonem" wszystko sprowadzało się tylko do zwierzęcej brutalności i chęci mordu. Jak się komuś takie klimaty podobają to będzie zadowolony.