Z przyjemnością przeczytałam tę autobiografię. Przede wszystkim - ciekawy człowiek opisuje swoje pasje i działania, robi to w sposób niezwykle kulturalny, bez wyciągania jakichkolwiek brudów i wymieniania z nazwiska osób, które zostały omówione negatywnie.
Poza tym - absolutne zero prywatności, biografia dotyczy wyłącznie sfery zawodowej Pana Wojciecha, nie dowiemy się z niej niczego o jego rodzinie - to też ogromny plus.
A całość to opowieść o umiłowaniu muzyki, które przerodziło się w zawód, umiłowania bardzo platonicznego, gdyż niestety, uprawiać jej Pan Wojciech nie mógł, nie śpiewa, nie tańczy i nie gra na żadnym instrumencie, ale to nie zmniejszyło jego niezwykłej pasji.
Zaczęło się jeszcze w szkole, nie miałam pojęcia, że autor był członkiem zespołu "Gawęda" ;), potem razem z kolegą z klasy - Andrzejem Olechowskim - zakładają klub miłośników rock and rolla. I działalność tegoż klubu to zalążek działalności Pana Wojciecha do dnia dzisiejszego - bo chodziło przecież o słuchanie muzyki, rozmowy o muzyce, poznawanie muzyków i wszystko, co tego tematu dotyczyło.
Cudowne opisy prywatek, w których uczestniczą np. Animalsi, sposoby radzenia sobie, by zdarta płyta jeszcze zagrała, Rozgłośnia Harcerska, początki radiowej Trójki, telewizyjne Studio 2...
Nie miałam pojęcia, że był Pan Wojciech także tekściarzem, pisującym dla znanych piosenkarzy, że tłumaczył teksty polskich piosenek na angielski - to zupełnie nowe dla mnie oblicze autora.
Wyjazdy do pracy do Londynu, sklepy z płytami, koncerty - i ten ogromny entuzjazm, chęć przybliżenia tych wrażeń innym, choćby przez nagrania i opowieści.
Festiwale, programy telewizyjne, zakładanie Radia Kolor - kolejne zaskoczenie, nie wiedziałam, że tam debiutowała Karolina Korwin-Piotrowska, Beata Pawlikowska, Wojciech Cejrowski...
Zastanawiało mnie tylko jedno - jakim cudem w siermiężnych latach '60 Pan Wojciech nauczył się tak dobrze angielskiego?