"Rozprawa..." składa się z dwóch opowiadań: "Proces" i "Szlachetnie urodzony".
Proces wytoczono osobnikowi, który dopuścił się kradzieży; zwinął ubranie, buty oraz kasę, a tłumaczył się tym, że musiał jakoś wtopić się w społeczeństwo, aby poszukiwać w spokoju paliwa do swojego pojazdu kosmicznego. Samym procesem jest nieco oburzony i bardzo rozczarowany, bo kto to widział tak traktować kosmicznego rozbitka?
Na procesie ma go reprezentować obrońca z urzędu - on właśnie jest narratorem - młody człowiek, zgnębiony tym, że trafiła mu się taka niewdzięczna sprawa. Ale jego mentor wskazuje mu pewną drogę, właściwie ścieżkę, która może poprowadzić go do prawniczego zwycięstwa. Czy ten osobnik to rzeczywiście kosmita, tego można się domyślić od samego początku, bardziej interesujące jest to, co może sobie wymyślić prawnik, żeby wygrać sprawę, i jakich sztuczek użyć, żeby dopiąć swego (Perry Mason jest tego dobitnym przykładem). Wyjątkowo amerykańskie podejście i zdumiewa nieco fakt, że wpadł na to jugosłowiański pisarz.
Drugie opowiadanie jest, niestety, zdecydowanie słabsze. Ot, wariacja na temat podróży w czasie, traktowanych wcale nie naukowo, a praktycznie; naszpikowana rozważaniami na temat paradoksów czasowych. Czyli czy można być swoim własnym ojcem, albo ojcem dziadka i takie tam. Irytowała mnie w opowiadaniu tępota głównego bohatera, który przenosi się w czasie, spotyka kilkoro ludzi, każdy wyraźnie mu mówi, że już go widział, że rozmawiali, a on nie może załapać, że skoro go znają, był tu już wcześniej.
Proces wytoczono osobnikowi, który dopuścił się kradzieży; zwinął ubranie, buty oraz kasę, a tłumaczył się tym, że musiał jakoś wtopić się w społeczeństwo, aby poszukiwać w spokoju paliwa do swojego pojazdu kosmicznego. Samym procesem jest nieco oburzony i bardzo rozczarowany, bo kto to widział tak traktować kosmicznego rozbitka?
Na procesie ma go reprezentować obrońca z urzędu - on właśnie jest narratorem - młody człowiek, zgnębiony tym, że trafiła mu się taka niewdzięczna sprawa. Ale jego mentor wskazuje mu pewną drogę, właściwie ścieżkę, która może poprowadzić go do prawniczego zwycięstwa. Czy ten osobnik to rzeczywiście kosmita, tego można się domyślić od samego początku, bardziej interesujące jest to, co może sobie wymyślić prawnik, żeby wygrać sprawę, i jakich sztuczek użyć, żeby dopiąć swego (Perry Mason jest tego dobitnym przykładem). Wyjątkowo amerykańskie podejście i zdumiewa nieco fakt, że wpadł na to jugosłowiański pisarz.
Drugie opowiadanie jest, niestety, zdecydowanie słabsze. Ot, wariacja na temat podróży w czasie, traktowanych wcale nie naukowo, a praktycznie; naszpikowana rozważaniami na temat paradoksów czasowych. Czyli czy można być swoim własnym ojcem, albo ojcem dziadka i takie tam. Irytowała mnie w opowiadaniu tępota głównego bohatera, który przenosi się w czasie, spotyka kilkoro ludzi, każdy wyraźnie mu mówi, że już go widział, że rozmawiali, a on nie może załapać, że skoro go znają, był tu już wcześniej.