Esej Samobójstwa literackie to monografia na temat samobójstw w literaturze, to wędrówka przez światy wewnętrzne bohaterów literackich, przez sztukę słowa i obrazu. Autorka analizuje klasyczne dzieła literatury: Doktor Jekyll i Pan Hyde R. L. Stevensona, Martin Eden J. Londona, Szklany klosz S. Plath, Pachnidło P. Suskinda, Brat snu R. Schneidera i Pozytronowy człowiek I. Asimova, R. Silverberga. Przywołuje również wiele innych utworów literackich, m.in. wiersze S. Plath, E.
Dickinson, T. Różewicza, H. Kinga, W. Ralegha, T.S. Eliota, A. Wildgansa, R. M. Rilke'go, Ch. Baudelaire'a, a także rozważania z zakresu filozofii, psychologii i suicydologii. Esej zilustrowany został dziełami sztuki takich twórców jak A. Dürer, Z. Beksiński, E. Munch, C. Cabral, J. De Ghyen, Sz. Kobyliński, W. Wascniecow.
Fragment wstępu:
Są jeszcze wszakże trzy wyznaczniki człowieczeństwa, które nie zostały dotychczas wymienione, a są
przecież nie mniej istotne, a są nimi: zdolność istoty ludzkiej do zła, do melancholii oraz do autodestrukcji. Melancholia to kolejny wyznacznik ludzkiej kondycji, dziś pogardzany i skrzętnie skrywany, lecz wcale przez to nie spotykany rzadziej. Uczucie to, równie niedefiniowalne, jak odczuwający je podmiot, stanowi głownie cechę introwertyków, ponieważ, aby ją odczuć, trzeba umieć wsłuchać się w siebie, zatopić we własnym wewnętrznym świecie. Człowiek jako byt melancholijny oddaje się uczuciu niczym nieuzasadnionego poczucia straty, drzemie w nim egzystencjalne rozdarcie własnej nieprzystawalności do świata, a jego wrażliwość zasadza się na podobieństwie do delikatności listków mimozy. Melancholia to czarna żółć zalewająca duszę, to "nic, które boli" (Fernando Pess'a), to "histeria ducha" (S. Kierkegaard), a ten, "kto urodził się melancholikiem, sączy smutek z każdego wydarzenia" (S. Freud).
W sztuce najsłynniejszy motyw melancholii stworzył oczywiście Albrecht Dürer: "Gest podparcia głowy, twarz przyległa do dłoni ("wezgłowie licu uczyniwszy z dłoni" jak poetyzuje Dante) i szukająca jakby snu (...), to oznaka życia, które nie może siebie utrzymać, przygniecione nieuniesionym ciężarem.
Niemal wszystkie alegorie melancholii przedstawiają figura sedens, postać siedzącą w smutnym zamyśleniu i zawierają ten motyw twarzy opadającej, lecącej w dół, ku ziemi, czy osuwającej się na bok i rozpaczliwie pozbawionej wyrazu."
Samobójstwo to szczególny rodzaj śmierci; potępiany, wzbudzający kontrowersje, napiętnowany zarzutem tchórzostwa i głupoty, wyklęty przez Kościół katolicki i tzw. rozsądnych ludzi, ale jeśli wziąć pod uwagę fakt, że "nawet pasja niszczenia jest pasją twórczą? (Michaił Bakunin), że "samobójcy byli arystokratami śmierci? (Daniel Stern) oraz że "intelektualiści mają obowiązek popełnić samobójstwo jako klasa" (Ernesto Che Guevara), to urasta ono do rangi śmierci elitarnej, wyjątkowej, wzniosłej, śmierci z tzw. klasą. Samobójstwo tak naprawdę jest skrajnym aktem odwagi, gestem zaprzeczenia egzystencji, niegodzenia się na nią w takiej formie, w jakiej została nam podarowana, to brak akceptacji wszechobecnej niedoskonałości świata, ludzi i samego siebie. Rację ma Soren Kierkegaard, kiedy perswaduje nam: "Posłuchaj krzyku noworodka w chwili narodzin, przyjrzyj się zmaganiom ze śmiercią w ostatniej godzinie - a potem zdecyduj: czy można oczekiwać, że może być przyjemnością coś, co się w taki sposób zaczyna i kończy." Dlatego nie dziwmy się tak demonstracyjnie deklarowanej rozpaczy tylko dlatego, że wydaje nam się obca i nienaturalna, sprzeczna z instynktem przetrwania za wszelką cenę, spróbujmy zrozumieć, że każdy ma własną, indywidualną granicę cierpienia, które może znieść bez ryzyka stania się duchowym kaleką, kukłą z ciała pozbawionego wnętrza, które umarło już dawno z przedawkowania bólu.
Wyobraźmy sobie, że wszyscy samobójcy (w tym również bohaterowie literaccy) zostali wezwani przez Boga na Sąd Ostateczny, a wiadomo przecież, że samobójstwo jest w dogmatyce religii katolickiej grzechem karanym niezwykle surowo. Ja zaś otrzymałam zaszczytną funkcję reprezentowania ich jako
zaufany i rozumiejący ich trudne sytuacje adwokat. Patrząc z takiego punktu widzenia postaram się wyczerpująco wyjaśnić motywacje, jakimi się kierowali moi "klienci", jako że w większości nie są mi one obce.
Dickinson, T. Różewicza, H. Kinga, W. Ralegha, T.S. Eliota, A. Wildgansa, R. M. Rilke'go, Ch. Baudelaire'a, a także rozważania z zakresu filozofii, psychologii i suicydologii. Esej zilustrowany został dziełami sztuki takich twórców jak A. Dürer, Z. Beksiński, E. Munch, C. Cabral, J. De Ghyen, Sz. Kobyliński, W. Wascniecow.
Fragment wstępu:
Są jeszcze wszakże trzy wyznaczniki człowieczeństwa, które nie zostały dotychczas wymienione, a są
przecież nie mniej istotne, a są nimi: zdolność istoty ludzkiej do zła, do melancholii oraz do autodestrukcji. Melancholia to kolejny wyznacznik ludzkiej kondycji, dziś pogardzany i skrzętnie skrywany, lecz wcale przez to nie spotykany rzadziej. Uczucie to, równie niedefiniowalne, jak odczuwający je podmiot, stanowi głownie cechę introwertyków, ponieważ, aby ją odczuć, trzeba umieć wsłuchać się w siebie, zatopić we własnym wewnętrznym świecie. Człowiek jako byt melancholijny oddaje się uczuciu niczym nieuzasadnionego poczucia straty, drzemie w nim egzystencjalne rozdarcie własnej nieprzystawalności do świata, a jego wrażliwość zasadza się na podobieństwie do delikatności listków mimozy. Melancholia to czarna żółć zalewająca duszę, to "nic, które boli" (Fernando Pess'a), to "histeria ducha" (S. Kierkegaard), a ten, "kto urodził się melancholikiem, sączy smutek z każdego wydarzenia" (S. Freud).
W sztuce najsłynniejszy motyw melancholii stworzył oczywiście Albrecht Dürer: "Gest podparcia głowy, twarz przyległa do dłoni ("wezgłowie licu uczyniwszy z dłoni" jak poetyzuje Dante) i szukająca jakby snu (...), to oznaka życia, które nie może siebie utrzymać, przygniecione nieuniesionym ciężarem.
Niemal wszystkie alegorie melancholii przedstawiają figura sedens, postać siedzącą w smutnym zamyśleniu i zawierają ten motyw twarzy opadającej, lecącej w dół, ku ziemi, czy osuwającej się na bok i rozpaczliwie pozbawionej wyrazu."
Samobójstwo to szczególny rodzaj śmierci; potępiany, wzbudzający kontrowersje, napiętnowany zarzutem tchórzostwa i głupoty, wyklęty przez Kościół katolicki i tzw. rozsądnych ludzi, ale jeśli wziąć pod uwagę fakt, że "nawet pasja niszczenia jest pasją twórczą? (Michaił Bakunin), że "samobójcy byli arystokratami śmierci? (Daniel Stern) oraz że "intelektualiści mają obowiązek popełnić samobójstwo jako klasa" (Ernesto Che Guevara), to urasta ono do rangi śmierci elitarnej, wyjątkowej, wzniosłej, śmierci z tzw. klasą. Samobójstwo tak naprawdę jest skrajnym aktem odwagi, gestem zaprzeczenia egzystencji, niegodzenia się na nią w takiej formie, w jakiej została nam podarowana, to brak akceptacji wszechobecnej niedoskonałości świata, ludzi i samego siebie. Rację ma Soren Kierkegaard, kiedy perswaduje nam: "Posłuchaj krzyku noworodka w chwili narodzin, przyjrzyj się zmaganiom ze śmiercią w ostatniej godzinie - a potem zdecyduj: czy można oczekiwać, że może być przyjemnością coś, co się w taki sposób zaczyna i kończy." Dlatego nie dziwmy się tak demonstracyjnie deklarowanej rozpaczy tylko dlatego, że wydaje nam się obca i nienaturalna, sprzeczna z instynktem przetrwania za wszelką cenę, spróbujmy zrozumieć, że każdy ma własną, indywidualną granicę cierpienia, które może znieść bez ryzyka stania się duchowym kaleką, kukłą z ciała pozbawionego wnętrza, które umarło już dawno z przedawkowania bólu.
Wyobraźmy sobie, że wszyscy samobójcy (w tym również bohaterowie literaccy) zostali wezwani przez Boga na Sąd Ostateczny, a wiadomo przecież, że samobójstwo jest w dogmatyce religii katolickiej grzechem karanym niezwykle surowo. Ja zaś otrzymałam zaszczytną funkcję reprezentowania ich jako
zaufany i rozumiejący ich trudne sytuacje adwokat. Patrząc z takiego punktu widzenia postaram się wyczerpująco wyjaśnić motywacje, jakimi się kierowali moi "klienci", jako że w większości nie są mi one obce.