Nie wiem która z książek: "Klątwa kanionu" czy "Śmierć na parkiecie" jest nudniejsza, więc postanowiłam tak samo ocenić. Być może lepsze pozycje Heather Graham przeczytałam dawno temu, a może przeczytałam je na tyle dawno, że wtedy ten typ kryminalnej papki przemawiał do mnie? Niemniej w "Śmierci na parkiecie" również wątek romansowy nie sprostał oczekiwaniom. Może nie dla mnie już romanse, skoro przykład bohaterów doprowadzał nie do pasji, a do ziewania. Na intrygę kryminalną też nie miałam co liczyć. Dotarłam w bólu do zakończenia i zero satysfakcji. Kilka momentów, gdzie chciało mi się śmiać, ale to chyba nie ten typ literatury?
Jak na pozycje rozrywkową czuję się po jej przeczytaniu umęczona. Podejrzewam, że na to też miała wpływ liczba postaci, które pojawiają się przez cała powieść, wielu niepotrzebnych, nic nie wnoszących do fabuły. A kolejny bohater-statysta wyskakuje tu na każdym rogu.
Kiepsko. Pewnie to znak, żeby skończyć thrillerem romantycznym czy romansem kryminalnym, bo jakby nie zaklasyfikować to pachnie tandetną opowieścią.