Ta książka jest bardzo krótka jak na post apo. Mamy tu zwięzły wątek główny i jasny cel naszych bohaterów, więc nie należy liczyć na rozbudowaną przeszłość i bogate opisy postaci pobocznych, a nawet postaci głównych. Ale część postaci i to część, która nas w głównej mierze interesuje, jest całkiem wyrazista.
Sam pomysł na fabułę jest fantastyczny - wirus, który niszczy wszystkie trawy, co kończy się głodem w skali prawie całego świata brzmi świetnie. Ale przez długość książki jest też sporo niewykorzystanego potencjału i nierozwiniętych wątków, które wydawały się ciekawe.
Nie wiemy do końca, co dzieje się ze światem wokół. Początkowo wiemy to z radia, a potem właściwie nie wiemy nic tak samo jak nasze postacie. Nie do końca mi to odpowiada, bo tocząca się w pewien sposób gra polityczna, była jednym z tych urwanych, bardzo ciekawych wątków. Uważam też, że zakończenie nie było satysfakcjonujące i niedokończone.
Pojawiają się rozterki moralne, a to, z którą stroną się będziemy zgadzać, jest już kwestią subiektywną. Dlatego też nie chcę patrzeć pod tym kątem i osądzać czy postacie były dobre czy złe, bo prawie każdy miał na swój sposób racje. Ale Johny na pewno był nieco głupi myśląc, że ich brat przyjmie nagle niezapowiedziane 34 osoby, kiedy było jasne, że miejsce było tylko dla jego rodziny (4 osoby). Generalnie postać Johny'ego budzi we mnie mieszane uczucia. Właściwie ich politycy też byli głupi sądząc, że bomba atomowa brzmi jak rewelacyjny p...