Mój słownik pokazuje, że w naszym świecie panuje aż tyle zabobonów i jakich zabobonów! Nie potrzeba być wyznawcą zabobonu o stałym Postępie Ludzkości, aby przecież ufać, że ludzie XX wieku są choć trochę przytomniejsi, choć trochę rozumniejsi od troglodytów. A tymczasem lista zabobonów wyznawanych przez miliony w Londynie, Nowym Jorku i Paryżu zadaje kłam tej pobożnej nadziei. Trudno oprzeć się uczuciu wstydu, że się do takiego pokolenia należy. Jeśli o mnie chodzi, przykrość jest tym większa, że, jak wspomniałem, byłem sam ślepym zwolennikiem wielu spośród wymienionych tutaj zabobonów.
Gorszy jeszcze jest, że tak powiem, mój wstyd zawodowy: mam na myśli grupę zawodową filozofów, do której należę, a która tak ciężko zawiniła, wymyślając albo przyczyniając się do powstania aż tylu zabobonów. Wreszcie uwaga jeszcze bardziej osobista. Kto zechce zaglądnąć do niniejszego słownika, stwierdzi łatwo, że nosi on charakter wysoce obrazoburczy, że nazywam w nim “zabobonami” wiele poglądów powszechnie uważanych za prawdziwe, dobre, czcigodne, bodaj nawet za świątobliwe, jak na przykład altruizm i humanizm, tak jest istotnie.