Fragment: PRZED BURZĄ. W połowie sierpnia pan Ricardo zwykł był jeździć do Aix les Bains, gdzie spędzał pięć do sześciu tygodni. Rano pił bez przekonania przepisaną ilość wody, popołudniu robił przejażdżkę automobilem, jadł obiad w kasynie i spędzał potem godzinę lub dwie w salach gry w Willi Kwiatów. Życie jego było naprawdę godne zazdrości. Jego znajomi zazdroszcząc mu, wyśmiewali go równocześnie. Mieli słuszne powody ku temu, gdyż we wszystkiem co robił, było nieco przesady. Żył w superlatywach. Wszystko w jego życiu było najwymyślniejsze, począwszy od wyszukanego sposobu wiązania krawatów, aż do wytwomości jego przyjęć. Pan Ricardo zbliżał się do pięćdziesiątki. Był wdowcem, zadowolonym ze swego stanu, który z jednej strony zwalniał go od ciężarów małżeństwa, z drugiej zaś od wyrzutów tak często czynionych bezżennym. Pozatem był bogaty. Udało mu się zdobyć majątek drogą szczęśliwych spekulacji. Dziesięć lat wypoczynku nie zatarto w nim jednak Człowieka czynu. Chociaż nic nie robił od grudnia do stycznia, czynił to z miilną bankiera na wywczasach. Gdy zwiedzał pracownie malarskie, co często czynił, nigdy nie można było odgadnąć, czy przyciągało go tu zainteresowanie dla sztuki, czy też możliwość korzystnego zakupu. Bywał w wielu kościołach, lecz nie zaliczał się do żadnego z nich. Ze szczególnem zamiłowaniem szukał towarzystwa artystów. Ci, uważali go za laika, chcącego za wszelką cenę uchodzić za znawcę. Młodzi ludzie ze sfer finansowych, którzy nie znali go z czasów jego czynnego życia wśród wielkich interesów finansowych, uważali go również za dyletanta i odnosili się do niego z lekceważennm. Jedynym jego zmartwieniem było, że nie znalazł wielkiego artysty, któryby go chciał uwiecznić w bronzie.