– Wisława Szymborska, jak opowiadają jej przyjaciele, żywiła wielki respekt wobec Miłosza.
– O, i to całkiem szczerze… przy Czesiu ona nie istniała. „Czesiu – mówiła – poeta to jesteś ty, a nie ja” – i to nie była żadna kokieteria. Aż było przykro na to patrzeć, bo myśmy widzieli co innego: to były dwie wielkości, chociaż innego rodzaju. Ale ona była naprawdę przekonana, że to on jest prawdziwym poetą, a nie ona, która pisze jakieś drobiazgi. Respekt wobec Miłosza miała od zawsze. Najpierw była olśniona wierszami, potem jego męską urodą, od kiedy go po raz pierwszy zobaczyła w Krakowie w 1945 roku. Był przecież pięknym mężczyzną, miał trzydzieści cztery lata, ale bardzo młodo wyglądał. Mówiła, że już wtedy wiedziała, że to wielki poeta i że cokolwiek kiedykolwiek ona napisze, to nie będzie mu dorastać do pięt.
– O, i to całkiem szczerze… przy Czesiu ona nie istniała. „Czesiu – mówiła – poeta to jesteś ty, a nie ja” – i to nie była żadna kokieteria. Aż było przykro na to patrzeć, bo myśmy widzieli co innego: to były dwie wielkości, chociaż innego rodzaju. Ale ona była naprawdę przekonana, że to on jest prawdziwym poetą, a nie ona, która pisze jakieś drobiazgi. Respekt wobec Miłosza miała od zawsze. Najpierw była olśniona wierszami, potem jego męską urodą, od kiedy go po raz pierwszy zobaczyła w Krakowie w 1945 roku. Był przecież pięknym mężczyzną, miał trzydzieści cztery lata, ale bardzo młodo wyglądał. Mówiła, że już wtedy wiedziała, że to wielki poeta i że cokolwiek kiedykolwiek ona napisze, to nie będzie mu dorastać do pięt.