W tomie I Albo?albo Soren Kierkegaard przyglądał się życiu estetycznemu, w którym artysta (artysta w szerokim sensie, np. uwodziciel) bawi się samym faktem, że może coś przedsięwziąć, bawi się kreacją, wolnością i możliwościami. I osiąga sukces.
Czym jednak jest ten sukces? Tom II Albo?albo (znów zmieniając wygląd sceny, bohaterów i styl narracji) wprowadza zupełnie inną perspektywę. Wchodzimy na nowe piętro myślenia o życiu, z którego działania uwodziciela, estety i obserwatora, unikającego zaangażowania, zdają się tragiczną dziecinadą. Barwność grzechu, tajemniczość, którą postaci te cenią w sobie i innych, wszelkie ekscytujące elementy jawią się jako ?głupstewka?. Gdy stoimy sami przed sobą, nic nam z naszej zagadkowości, która po prostu znika.
Tom drugi wprowadza nas w stadium etyczne, dowodząc wyższości małżeństwa nad uwodzeniem. Nie chodzi bynajmniej o jakieś ascetyczne praktyki, mistycyzm i spektakularne ofiarowanie się Bogu. To byłby nadal estetyzm, a ponadto obojętność ? czy to obojętność artysty zapatrzonego w sztukę, talent i to, co interesujące, czy mistyka zapatrzonego w Boga, własną doskonałość i to, co wzniosłe. Prawdziwy rycerz wiary, szczególna postać tego stadium, może być księgowym, królem lub kelnerką. Każdy może być człowiekiem niezwykłym, robiąc to, co do niego należy.
Po lekturze książki Kierkegaarda przychodzi do głowy naiwna myśl: właściwie trudno uwierzyć, że ktoś coś takiego w ogóle wymyślił i napisał. Coś tak dobrego, z takim opanowaniem warsztatu, wszystkich poziomów znaczeń, z tym rozstawieniem pojęć i figur, z tak pomysłowymi konstrukcjami, takim bogatym stylem. Rzadko mamy do czynienia z dziełami, które zadziwiają nas aż do tego stopnia.
Czym jednak jest ten sukces? Tom II Albo?albo (znów zmieniając wygląd sceny, bohaterów i styl narracji) wprowadza zupełnie inną perspektywę. Wchodzimy na nowe piętro myślenia o życiu, z którego działania uwodziciela, estety i obserwatora, unikającego zaangażowania, zdają się tragiczną dziecinadą. Barwność grzechu, tajemniczość, którą postaci te cenią w sobie i innych, wszelkie ekscytujące elementy jawią się jako ?głupstewka?. Gdy stoimy sami przed sobą, nic nam z naszej zagadkowości, która po prostu znika.
Tom drugi wprowadza nas w stadium etyczne, dowodząc wyższości małżeństwa nad uwodzeniem. Nie chodzi bynajmniej o jakieś ascetyczne praktyki, mistycyzm i spektakularne ofiarowanie się Bogu. To byłby nadal estetyzm, a ponadto obojętność ? czy to obojętność artysty zapatrzonego w sztukę, talent i to, co interesujące, czy mistyka zapatrzonego w Boga, własną doskonałość i to, co wzniosłe. Prawdziwy rycerz wiary, szczególna postać tego stadium, może być księgowym, królem lub kelnerką. Każdy może być człowiekiem niezwykłym, robiąc to, co do niego należy.
Po lekturze książki Kierkegaarda przychodzi do głowy naiwna myśl: właściwie trudno uwierzyć, że ktoś coś takiego w ogóle wymyślił i napisał. Coś tak dobrego, z takim opanowaniem warsztatu, wszystkich poziomów znaczeń, z tym rozstawieniem pojęć i figur, z tak pomysłowymi konstrukcjami, takim bogatym stylem. Rzadko mamy do czynienia z dziełami, które zadziwiają nas aż do tego stopnia.