Pan Grisham nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. "Zaklinacz deszczu" to historia na znanym nam już schemacie Młody adwokat - Wielkie pieniądze - Kobieta. Mimo tego jest to jedna z lepszych powieści Grishama, naprawdę wciąga, zaskakuje, rozśmiesza i denerwuje. Po prostu coś pięknego! Rudy Baylor na pewno nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość. Jest jednym z najlepszych absolwentów, ma zapewnioną pracę w kancelarii, która zatrudnia piętnastu prawników, jeszcze jako student dostaje w swoje ręce bogatą klientkę z testamentem oraz sprawę przeciwko firmie ubezpieczeniowej. Tak nie ma to jak świetlana przyszłość, problem w tym, że nic nie idzie po myśli Rudy'ego. Kancelaria zwalnia go za nim zdąży rozpocząć tam pracę, bogata klientka okazuje się samotną staruszką, która na koncie wcale nie ma 40 mln, a zaledwie 40 tys. , sprawę przeciwko firmie ubezpieczeniowej "zagarnia" kancelaria, gdzie szukał pracy. Czy może być gorzej? A i owszem! Nie dość, że Rudy zostaje oskarżony o spalenie kancelarii, która zabrała mu sprawę, dostaje eksmisję, ogłasza bankructwo, to w dodatku zostaje zmuszony podjąć pracę w najgorszej kancelarii i to "na kredyt", co ciekawe tą kancelarię niedługo po tym zamyka FBI. Dochodzę do wniosku, że studia prawnicze to nic innego jak trzy lata niepotrzebnego stresu. Wiele godzin zmarnowaliśmy na wyszukiwanie informacji, które nigdy i do niczego nie będą nam potrzebne. Musieliśmy słuchać wykładów, które od razu zapadały w niepamięć. (...)Gdybym przez te trzy lata poświęcał pięćdziesiąt godzin tygodniowo na naukę u dobrego adwokata, to teraz sam byłbym dobrym adwokatem. Tymczasem jestem znerwicowanym studentem trzeciego roku, obawiającym się zetknięcia z jakimikolwiek rzeczywistymi problemami prawnymi(...) Jestem wstanie wyobrazić sobie to co czuł Rudy. Co prawda różni nas system prawny i system oświatowy, ale Rudy to młody adwokat, który zostaje na lodzie. Studentów prawa i w Ameryce, i w Polsce jest za dużo! Nie ma wystarczająco miejsc pracy dla nich, a przecież każdy chce mieć pracę po tak długiej i ciężkiej nauce. Na początku książki naprawdę mu współczułam, pomijając wszystko, ile można mieć problemów na raz? Szkoła prawnicza to szkoła życia: uczy, jak narobić sobie wrogów. Panuje tu zażarta rywalizacja, rywalizacja krwawa. Studenci poznają zasady umiejętnego oszukiwania i zadawania ciosów nożem w plecy, dzięki czemu wiedzą, jak stawić czoło rzeczywistości. Ogromnym plusem tej pozycji są bohaterowie. Rudy jest postacią naprawdę wyrazistą i wcale nieidealną, jest bankrutem i bezrobotnym absolwentem. Pracy szuka wszędzie, bawi się w "hienę" czatującą na ofiary kolizji drogowych, walczy w sądzie z adwokatem, który mógłby go po prostu zniszczyć samym swoim doświadczeniem. Nie traci jednak humoru, nawet gdy zżera go strach. Grisham nie zrobił z niego "człowieka cudu", a człowieka, który dzięki zrządzeniu losu cudu dokonał, choć jak się później okazuje nie do końca tak jak tego chciał. Od momentu pracy w nieetycznej kancelarii Bruiser'a naszemu bohaterowi towarzyszy Deck. Jest to postać niezwykle prosta, ale na swój sposób wyjątkowa. Dzielnie wspiera naszego Rudy'ego nawet jeśli się z nim nie zgadza, ciągle załatwia jakieś szemrane interesy na boku i co jakiś czas wyrusza na "łowy" ofiar wypadków drogowych, mimo to okazuje się świetnym przyjacielem i wspólnikiem, nie wyobrażam sobie bez niego tej historii. Nie da się również pominąć pana sędziego Kiplera, który nieoczekiwanie wkracza do akcji i pokazuje przedstawicielom ubezpieczeniowym, gdzie ich miejsce. Jest postacią drugoplanową, ale tak wyrazistą i tak istotną dla akcji, że nie sposób o nim zapomnieć. Lecz gdybym miał je ciągnąć choćby o miesiąc dłużej, poważnie bym się zastanawiał nad zmianą specjalizacji. Jestem na etapie zniechęcenia studiami prawniczymi i ogarniają mnie coraz czarniejsze przeczucia co do samodzielnej praktyki adwokackiej. "Zaklinacz deszczu" to nie tylko bohaterowie, ale jeszcze niesamowita historia, która wzrusza, przeraża i bawi. Pierwszy klientami Rudy'ego zostaje rodzina Blacków. Ich syn umiera na białaczkę tylko dlatego, że ubezpieczyciel nie chciał zapłacić za przeszczep, bo innego wytłumaczenia nie ma. Rudy - świeżo upieczony adwokat, podejmuje walkę z Leo F. Drummondem - człowiekiem legendą, ich pojedynek można przyrównać do pojedynku Davida z Goliatem. Mam już dość bycia prawnikiem, przynajmniej na dzisiaj; liczę na to, że nikt więcej nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Co zabawne Grisham w tym naładowanym akcją, tragedią, śmiechem i strachem thrillerze znalazł nawet miejsce na miłość, chociaż jest to dosyć smutna historia, wcale nie przeszkadza w odbiorze reszty utworu. Zresztą jest to wątek tylko poboczny. To naprawdę dobra książka. Polecam fanom Grishama, tym którzy chcą go poznać, a także fanom thrillerów pełnych akcji z wątkiem sądowym. "Zaklinacz deszczu" to historia wyjątkowa z samego założenia i chociaż oparta jest na znanym nam schemacie, wciąga i naprawdę zaskakuje.