W Denton na Wschodnim Wybrzeżu USA trwają poszukiwania siedemnastoletniej Isabelle Coleman. Do tej pory znaleziono jedynie jej telefon oraz… inną dziewczynę, której nikt nie uważał za zaginioną. Odnaleziona milczy i nie reaguje na próby nawiązania kontaktu. Być może to, co przeszła, trudno opisać słowami… Detektywce Josie Quinn udaje się wydobyć z nastolatki tylko jedno słowo, a raczej imię: Ramona.
Josie bierze sprawy we swoje ręce, chociaż jest obecnie zawieszona w obowiązkach. Podąża za jedynym dostępnym tropem i odkrywa, że obie zaginione coś łączy. Aby odnaleźć Isabelle żywą, musi się spieszyć. Tym bardziej że dziewczyna może nie być jedyną ofiarą…
Książka "Znikające dziewczyny" jest pierwszą powieścią autorki wydaną w Polsce, do sięgnięcia po tą pozycję zachęcił mnie bardzo opis i okładka, która nadała tej powieści pewnej tajemniczości. Styl autorki jest bardzo przyjemny, co sprawiło, że książkę pochłonęłam w jeden wieczór. Rzadko czytam kryminały, ale zauważyłam, że mam szczęście do sięgania po takie, które już od początku całkowicie mną zawładniają, po prostu nie mogę się oderwać od czytania i właśnie taką książka są"Znikające dziewczyny". Uwielbiam kryminały w których to właśnie policjanci są głównymi bohaterami - tutaj jest to Josie, która obecnie jest zawieszona. Od pierwszych stron główna bohaterka zyskała moją sympatię, a prowadzone przez nią śledztwo na własną rękę śledziłam z ogromnym zainteresowaniem i zaangażowaniem, wszystkie emocje towarzyszące bohaterom w trakcie, przeżywałam razem z nimi. Z każdą kolejną stroną moja ciekawość coraz bardziej rosła, a autorka umiejętnie odkrywała karty i świetnie budowała napięcie. Znajdziemy tutaj idealnie uknutą intrygę, w niektóre sceny naprawdę pobudzają wyobraźnię i działają jednocześnie otrzezwiajaco, nie zabraknie oczywiście zwrotów akcji, których ja kompletnie się tutaj nie spodziewałam. Naprawdę świetnie spędziłam czas z Josie i będę wyczekiwała kolejnych tomów tego cyklu. Polecam! Moja ocena 8/10.