Przyznam od razu, że fabuła pierwszego tomu, swobodny charakter opowieści snutych przez przypadkowych bohaterów odwiedzających ukrytą w uliczce kawiarnię, zachęca do nawiązania kontaktu z kolejną częścią.
Z trafieniem do Neon Café jest jak trafieniem głównej wygranej w lotto. Niby komuś się zdarza, ale z pewnością nie po raz kolejny. Jeśli bohaterów tej opowieści przywiodło tam przeznaczenie, to może mnie również ono wcisnęło książkę do rąk we właściwym momencie. Bo to była moja chwila na zaczerpnięcie oddechu, oderwanie się od przemocy thrillerów, jak i tej codziennej, toczącej się za oknem.
"Życie pełne barw" okazało się leczniczą lekturą. Bez górnolotnych, zawiłych opowieści, a jednak posiadające przesłanie. Lekkie, kojące historie, niektóre perypetie opowiedziane w zabawny sposób, z kolei inne przedstawiające naiwne podejście zakochanego mężczyzny. Natomiast wszystkie połączone osobą barmana, nie do końca kogoś stąd, ale mającego na uwadze przede wszystkim gościa pojawiającego się znienacka w lokalu. Historie różne, jak różnorodne jest społeczeństwo wrocławskiej aglomeracji, tej tutejszej i tej wciąż napływającej, goszczącej przez chwilę lub zostającej na zawsze.
Podoba mi się klamra jaką Malwina Ferenz zastosowała dla zilustrowania charakteru miejskiej ludności, rytmu w jakim żyją oraz to jaki wpływ wywiera na nich duże nowoczesne skupisko ogromnego biznesu oraz małych stoisk targowych. Krótkie oprowadzanie uliczkami Wrocławia jako wstęp, gdy miasto się budzi oraz zakończenie, gdy po północy częściowo miasto usypia, bo i jego mieszkańcy śpią, natomiast inni znajdują przyjemność w nocnym kursowaniu jest jak ładne opakowanie pudełka, w którym chowają się opowieści. Dzięki temu książka posiada zrównoważone oblicze, jest lekka, a zarazem nieco magiczna, a nawet w swojej prozie przynosząca otuchę.