Miasto samobójców. Co to takiego? Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, gdzie trafiają dusze po opuszczeniu tego padołu, zwłaszcza te, które nie zostały wezwane z zaświatów, lecz które same zdecydowały o przejściu na drugą stronę? Wraz z kresem ludzkiego żywota zostawiamy za sobą bagaż doświadczeń, a w przypadku samobójców także nierozwiązane przyczyny i problemy. Nie byłem chyba dobrym człowiekiem, skoro tu trafiłem.
Istnieje pewien świat, którego nie jesteś w stanie objąć swoim rozumem. Wszystkie twoje zmysły zdecydowanie negują fakt, iż może istnieć jakakolwiek inna rzeczywistość. Twoja percepcja jednak zdaje się na nic z konfrontacją z prawdą, która zapisana jest w licznych wilgotnych nagrobkach, którymi usiany jest pobliski cmentarz. Te astralne uniwersum wypełniają potwory, które próżno próbowałaby wygenerować twoja wyobraźnia, nawet podczas najgorszego koszmaru. Tu musisz chwytać za wszelkie dobrodziejstwa sztuki rusznikarskiej, by przeżyć, bo tu nawet nieśmiertelni mogą pożegnać się z żywotem. Nie jest fajnie zostać przemielonym przez szpony i kły. Nie rzucaj także słów na wiatr, tym bardziej modlitw – okazać się może, że żarząca się wstęga inwokacji może okazać się dla ciebie zbyt trudna do opanowania.
Debiutancka powieść Agnieszki Tomaszewskiej uderza ze zdecydowaną siłą na sklepowe półki za sprawą oficyny Bullet Books. Myślę, że słowo „uderza” jest tu jak najbardziej na miejscu, bo już po pierwszych kilkunastu akapitach wiemy, że czeka nas ponad 450 stron jazdy bez trzymanki. Akcja wylewa się wręcz spomiędzy kartek. Fabuła książki przenosi nas w alternatywną rzeczywistość, gdzie astralny oddział specjalny rozprawia się ze wszelkiej maści wiecznie głodnymi maszkarami, żerującymi na duszach samobójców. To dość telegraficzny skrót, doskonale jednak opisujący główne ramy „Invocato”. Krzywdą byłoby jednak nie wspomnienie o licznych pobocznych wątkach, także związanych z poszukiwaniem odpowiedzi na pytania o śmierć, empatię i całe spektrum ludzkich zachowań. Co ciekawe, znajdzie się tu również miejsce dla niewielkiej love story. Nie stanowią jednak one rdzenia „Invocato” – ale to chyba dobrze. Uważam, że dodawanie patosu na siłę zaszkodziłoby tylko tej pozycji.
Wielką siłą „Invocato” są znakomicie wykreowane postacie. Dawno nie spotkałem się z tak barwnym i zróżnicowanym panteonem bohaterów w polskiej literaturze fantastycznej. Twardziel o duszy baranka, pyskata dziewoja i bezkompromisowy homoseksualista – to tylko część figur w galerii osobliwości, którą zaserwowała nam Tomaszewska.
Książkę czyta się z prędkością karabinu maszynowego, przez co stanowi idealną lekturę podczas nudnej podróży pociągiem, lub też jako godną alternatywę wieczornego „super hitu” w telewizji. Autorka nie bała się sięgać po zdobycze popkultury, składając im hołd poprzez liczne odniesienia w tekście. Koneserzy na pewno wyłapią wiele smaczków. Odniosłem również wrażenie, że autorka jest wielką fanką anime i mangi – nie dość, że sam pomysł czerpie garściami z „Hellsinga”, to w samych rozdziałach poukrywanych jest wiele doń aluzji.
Miło jest moim zdaniem odpocząć od „wampirzych” klimatów, od których księgarnie pękają w szwach, a przeczytać coś naprawdę mięsistego, ociekającego akcją i nie przebierającego w słowach. Dla entuzjastów astralnych klimatów – bilet w jedną stronę.
[Bullet Books, 457 stron]