Jeszcze zanim książka pojawiła się w Polsce wiedziałam, że coś jest w niej magicznego. Sama okładka już fascynuje, a dodatkowym plusem przemawiającym na jej korzyść jest fakt przynależności do cyklu powieści historycznej wydanej przez Literacki Egmont. Podchodziłam do niej z pewną dozą niepewności, nie wiedziałam bowiem, czego mogę się spodziewać po pisarce, tym bardziej, że było to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością.
Akcja powieści toczy się w czasach tudorowskich, o których powiem szczerze wiem niewiele. Czytając jednak pochlebne opinie o realiach i zachwytach nad Tudorami ciekawa byłam, jak spodoba mi się ,,Alchemia miłości”. William Lacey, hrabia Dorset po śmierci ojca wraz z rodziną został bez grosza przy duszy, bowiem jego opiekun za życia uwierzył alchemikowi, sir Arthurowi Huttonowi, który wierzył, że znajdzie recepturę na złoto. Niestety, nic z tego nie wynikło, a Will mając dosyć własnych problemów postanowił wypędzić uczonego wraz z nastoletnią wówczas Eleanor z dworu. Jego jedynym marzeniem było wówczas, aby już nigdy ich nie spotkać. Tymczasem minęło kilka lat i nadszedł moment, aby hrabia znalazł sobie żonę z odpowiednim posagiem, aby uratować rodzinę i zapewnić im godny byt. Wówczas poznał nieznajomą lady, która zafascynowała go od pierwszego wejrzenia. Co więcej, była oczytana, władała także łaciną i greką. Niestety, okazało się, że nieznajomą był nikt inny, jak Ellie, dziewczyna, której Will już nigdy nie chciał spotkać. Czy wybrał miłość i biedę, czy zdrowy rozsądek zmusił go do ożenku z jakąś zamężną panną?
Muszę przyznać, że na początku nie bardzo potrafiłam się wczuć w klimat opisywany przez Eve Edwards. Z każdą stroną było jednak coraz lepiej. Pisarka doskonale oddała klimat epoki – małżeństwa z rozsądku, zhańbienie panien, które straciły cnotę przed ślubem i intrygi, a także sprzeniewierzanie się prawidłowej wierze, które było surowo karane, groziła za nie nawet kara śmierci.
Jak w takich warunkach odnalazł się hrabia Dorset, który miał na wyżywieniu jeszcze 3 rodzeństwa i matkę. Na szczęście, jedna z sióstr już wyszła za mąż i nie trzeba się było martwić jej przyszłością. Czy rozważny i poukładany Will wybrał życie z Ellie, dziewczyną, która nie mogła mu nic zaoferować oprócz swojej miłości, a może z lady Jane, która mogła wnieść dużo pieniędzy, a jednocześnie uczynić go nieszczęśliwym do końca życia? Wybór był z pewnością niełatwy.
Najbardziej żal mi Eleanor, która miała ojca, którego interesowała jedynie alchemia i coraz to nowe sposoby na wynalezienie złota. Zupełnie nie interesował się córką ani jej przyszłością. Jedynie w chwilach opamiętania żałował, że nie mógł zapewnić jej dostatniego życia. Czy jednak ich los uległ poprawie?
,,Alchemia miłości” to bardzo ciekawa opowieść, którą przeczytałam z przyjemnością. Oczywiście, mogłaby w kilku momentach być bardziej emocjonująca, jednak, jak na I tom autorka spisała się dobrze. Nie zabrakło dramatycznych momentów, a sama akcja skończyła się tak, że mam ochotę na kontynuację. Pokładam nadzieję, że nie dane mi będzie na nią zbyt długo czekać !
Moja ocena : 8,5/10