Alan Bradley to urodzony w Toronto pisarz. Tworzy książki dla dzieci, ale też słuchowiska radiowe. Zasłynął serią o Flawii de Luce, którą w Polsce wydaje Vesper. Drugim tomem tego cyklu jest „Badyl na katowski wór”.
Flawia odwiedza cmentarz. Przy jednym z grobów spotyka kobietę, której wcześniej nie widziała. Okazuje się, że jest ona asystentką Ruperta Porsona, który znany jest z telewizji. Oboje zajmują się wystawieniem kukiełkowych przedstawień. Właśnie przejeżdżali przez wioskę Flawii, gdy samochód odmówił im posłuszeństwa. Ksiądz i Flawia chcą pomóc gwiazdom. Flawia wskazuje im drogę do warsztatu. Spotykają tam rodzinę, która niedawno straciła syna. Chłopak się powiesił. Dla matki wciąż jest to wielki cios, z którym nie może sobie poradzić. Flawia nie wie jak się zachować. Z jednej strony zaczyna podejrzewać, że było to morderstwo, a nie wypadek lub samobójstwo. Dziewczyna musi jednak poradzić sobie nie tylko z zagadką – chce wesprzeć asystentkę Ruperta, Niallę, musi dalej radzić sobie z okropnymi siostrami, a na dodatek do ich domu przyjechała ciotka Felicity. Nawet przedstawienie kukiełkowe, które wystawiają nowoprzybyli, nie odciąga ją jednak od śledztwa, a wręcz przyspiesza akcję.
Pierwszoosobowa narracja w wykonaniu Flawii jest zachwycająca. Jak na nastolatkę, dziewczyna jest inteligentna, bystra, ironiczna i dość powściągliwa. Niektóre z jej skąpych wypowiedzi poprzedzają długie wywody myślowe, które puentuje dość zdawkowymi wyrażeniami. Na dodatek ma wiedzę związaną z wieloma dziedzinami – nie tylko chemią, którą się interesuje, ale też muzyką.
W tej części dość późno wydarza się coś, co przykuwa uwagę widza. Na początku poznajemy pracowników teatrzyku kukiełkowego, których prywatne sprawy są ciekawe i dość skomplikowane, jednak nie są jeszcze zbyt wciągające. Dopiero później akcja nabiera tempa.
Język jest dość prosty. Ponieważ akcja dzieje się w połowie XX wieku nie jest on ani zbyt naszpikowany archaizmami, ani zbyt współczesny. Mimo wszystko jest on nieco inny niż ten, którym posługujemy się obecnie. Nie przeszkadzają w czytaniu terminy związane z chemią, która jest największą pasją Flawii. W tekście znajdziemy wyrazy napisane kursywą, które dotyczą napisów, tytułów, nazw obcych. Są też przypisy, które ułatwiają polskiemu czytelnikowi odnalezienie się w tym, co chce nam przekazać autor.
Wielkim plusem tej serii jest główna bohaterka. To sympatyczna dziewczyna, która bawi się w detektywa. Czasem miałam wrażenie, że jest nieco aspołeczna, chociaż to akurat może być spowodowane sytuacją w jej domu, gdzie siostry zachowują się, jakby dziewczyna była obca.
Ogólnie książka jest ciekawa, ma interesujący klimat i świetną bohaterkę. To nie tylko książka dla młodzieży. To kryminał, który wciągnie tez dorosłych.
Polecam tym, którzy chcą spędzić miło czas z intrygującą nastolatką. Nie zmarnujecie wieczoru – Flawia wam na to nie pozwoli. Nie zrażajcie się młodym wiekiem detektywa – to kryminał, który warto poznać głównie ze względu na pannę de Luce.