Książka błyszczała oczozabójczym blaskiem . Musiałam przymknąć powieki, ponieważ po sekundzie wpatrywania się w okładkę, na jednym oku miałam już zaćmę. Czym prędzej wypożyczyłam książkę z biblioteki, a w domu na powieści wylądowała sterta innych książek. Moje oczy musiały troszeczkę odpocząć od wrażeń, które zrobiła na mnie okładka. Minął tydzień. Wreszcie stwierdziłam, że powieść poniosła już karę za swoje piękno i udobruchana zaczęłam czytać…
Akcja zaczyna się w momencie, kiedy na ziemię zstępuje trójka aniołów. Gabriel, Ivy i najbardziej z nich ludzka Bethany. Mają przed sobą trudne zadanie. Muszą odgonić czające się w mieścinie zło, które sprawia, że ludzie oddalają się od Boga. Na początku zaczynają przyzwyczajać się do ludzkiego życia. Codziennego funkcjonowania, które jest dla nich nie lada sztuką. Później zaczynają pomału odkrywać co sprawia im przyjemność, co najbardziej lubią robić. Bethany jako jedyna zaprzyjaźnia się z innymi ludźmi.
Jest to dla niej frustrujące, a zarazem cudowne uczucie. Anielica nie spodziewa się tylko jednego – Xaviera.
Jak można wywnioskować książka krąży pomiędzy perypetiami aniołów, ale to Bethany jest główną bohaterką. Dziewczyna została wybrana do zadania, jednakże wiele osób, a raczej aniołów, miało przy tym wiele wątpliwości. Jest ona bowiem najmłodsza z nich wszystkich i ma najmniej doświadczenia z obchodzenia się z ludźmi. Zarazem to ona najszybciej zaczyna się przystosowywać do nowego życia i czerpać z niego przyjemność. Na jej drodze staje Xavier, który nie był dla mnie żadną niespodzianką. Wprost oczekiwałam jakiegoś chłopaka i motywu miłości anioła do człowieka. Nie szczęśliwej i nie poprawnej. Takiej, która nie powinna się zdarzyć. Nie przewidziałam tylko, że autorka przedstawi wszystko w taki ujmujący, ciepły sposób.
Wątek miłości dwójki bohaterów i późniejsze rozkwitanie tego uczucia całkowicie przysłoniło główny wątek, w którym aniołowie powinni odsuwać od ludzi ciemne moce. Ze zdziwieniem odkryłam, że w ogóle mi to nie przeszkadzało. Praktycznie cała książka opowiada o odczuciach Bethany, jej wątpliwościach co do nowego związku. Walka ze złem wkracza dopiero w kilku ostatnich rozdziałach, oczywiście skłócając ze sobą parę , która później wylewnie się przeprasza. Czytając powieść miałam wrażenie, że wątek fantastyczny jest tutaj całkowicie niepotrzebny. Pomijając go, byłaby to świetna książka o cierpieniach i nadziejach nastolatków. Ich dojrzewaniu do dorosłości. W oryginale autorka zaserwowała nam troszeczkę nieszczęśliwej historii dwojga kochanków, szukanie zrozumienia pośród rówieśników i walkę ze złem.
Wrażenie zrobiła na mnie końcówka. Zaczęłam się zastanawiać, czy Bethany nie jest inną osobą niż mi się wydaje. Zaczęłam zadawać sobie pytanie „Co ona jeszcze potrafi?”. Drugi tom zapowiada się całkiem ciekawie. Autorka wprowadziła aurę tajemniczości i w przeciwieństwie do reszty powieści, która ociekała ciepłem, miłością i bezpieczeństwem, na końcu pojawiło się troszeczkę irracjonalnego strachu głównej bohaterki oraz jej obawy względem zadania aniołów i dalszych losów.
Wziąwszy w rękę „Blask”, nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce. W większe zwątpienie wprowadził mnie streszczenie. Jego tajemniczość i otwartość, była jednocześnie intrygująca jak i irytująca. Gdy tylko znalazłam czas, zaczęłam czytać. Teraz najlepszym słowem, którym można opisać całość, nie jest ani irytacja ani ekscytacja. Lektura była po prostu… sympatyczna. Miło spędziłam z nią czas, ale nic więcej. Co nie oznacza, że nie warto po nią sięgnąć…
Ocena: 7/10