“Bóg zwierząt” to debiut amerykańskiej autorki Aryn Kyle. Debiut moim zdaniem niezmiernie udany i jeżeli kontynuacja będzie podobna, to już ma we mnie zagorzałą fankę
"Kiedy jej starsza siostra ucieka z domu, by poślubić kowboja, na barki Alice Winston spada ciężar rodzinnych problemów: cierpiąca na depresję matka, powściągliwy, przepracowany ojciec i podupadłe ranczo. Trwa właśnie nadzwyczaj upalne lato, rośnie stos rachunków, Alice z jednej strony marzy o ucieczce od samotności swego wypełnionego obowiązkami życia, z drugiej zaś pragnie pomóc ojcu, który stara się jakoś zachować w całości i rodzinę, i ranczo."
Szczerze pisząc, to niezbyt wiem, co miałabym napisać, żeby nie zrobić albo długiej rozprawy, albo spłyconej opinii, pomijającej mnóstwo ważnych aspektów. W ogóle zastanawiałam się, czy coś pisać, ale szkoda byłoby nie wykorzystać okazji, by napisać o dobrej książce. Bo taka zdecydowanie ta książka jest, śmiałabym napisać,że nawet bardzo dobra. Dla mnie jest to powieść poruszająca do bólu, powieść która od pierwszych zdań wciągnęła mnie we własny świat, sprawiła, że prawie byłam Alice, współodczuwałam wszystkie przeżywane przez nią emocje i wydarzenia.
“Bóg zwierząt” to powieść o twardym życiu, w którym nic nie przychodzi łatwo (no, chyba że nieszczęścia), o życiu pozornie jałowym tak, jak pustynia na którym ono się toczy. Jednakże pod skorupą jałowości buzują emocje, które niestety nie mogą zostać przekazane dalej, z różnych względów – nieumiejętności ich przekazania, zasad moralnych, stosunków społecznych, strachu.
"- Więc nie wierzy pan w piekło?
- Po co w nie wierzyć? – zapytał. – Wszystko, co wyobrażamy sobie jako piekło, cały ból i okropności, całe cierpienie i samotność już istnieją. Nieustannie są dookoła."
Bohaterowie muszą stale walczyć o każdy kolejny dzień, sprawdzać czy może tym razem się uda, czy w końcu zły los odwróci się od nich i pozostawi im chwilkę szczęścia, czy może tym razem i oni zostaną docenieni, odkryci.
"Nagle zapragnęłam ją pamiętać taką, jak wyglądała w tej chwili – słońce połyskujące w jej włosach, delikatna szyja bez zmarszczek. Próbowałam wypalić ten obraz w mojej głowie, tak żeby po latach móc go sobie przypomnieć. Żebym mogła ją przed sobą zobaczyć tak jak teraz, delikatny, przemijający stan jej piękna, i przypomnieć sobie, kim była, kim mogłaby być, gdyby mieszkała w jakimkolwiek innym świecie."
Autorka zdecydowanie stworzyła postacie żywe, realistyczne do bólu, bardzo ludzkie. Mają bogate charaktery, rozwinięte cechy osobowości, cały czas uczymy się czegoś nowego. Trudno jest też jednoznacznie oceniać bohaterów książki, bo autorka wprowadza wiele nowych informacji, które zmieniają nasze wizje tej czy innej osoby.
"- Nie było cię tu – wyszeptałam w końcu. – Jack i Ruby to dobrzy ludzie.
Nona pochyliła ramiona.
- Nie – powiedziała. – To zwyczajni ludzie. Tacy jak ty i ja, i jak wszyscy inni."
Dla mnie jest to książka o dojmującej, wszechobecnej samotności. Wszyscy bohaterowie są w jakimś stopniu osobami osamotnionymi, , nie potrafiącymi sobie z tym faktem poradzić, nie będącymi w stanie tego zmienić. Każda osoba jest w jakiś sposób “okaleczona” emocjonalnie.
"Nieważne, kim jest, kim była wcześniej tej nocy, kim będzie jutro. Tę całą noc zalały rozmazane pozory, świat zmieszał się w udawaniu. Niech więc mnie trzyma. Oczy miałam zamknięte i udawałam sobie, że ona jest kimś, kimkolwiek, kto mnie kocha."
Ale jest to również książka o społeczeństwie, o współżyciu sąsiedzkim, społecznym, o funkcjonowaniu w małych społecznościach. Książka również o poszukiwaniu miłości, bliskości, jednoczesnym strachu z nimi związnym. A także o potrzebie bycia członkiem grup społecznych, o potrzebie zauważania i doceniania każdej osoby, dzielnia się sekretami, przeżyciami, bólem. O życiu w którym przyjemności praktycznie nie istnieją, są prawie że zarezerwowane dla ludzi bogatych.
"- Alice -powiedziała. - Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz.
Spojrzałam na nią, na jej szerokie matczyne oczy i twarz w kształcie zerca, i zastanowiłam się, jak by to było, gdyby to była prawda. Jak by to było żyć w świecie, w którym są wycieczki i wakacje, gdzie odgrywanie zaćmienia pokrywkami od plastikowych pojemników jest największą traumą, a rodzice kupują ci konia, kiedy koleżanki są dla ciebie wredne."
O pustce i poszukiwaniu, o ciągłej walce i podejmowaniu prób, o nadziei, o rozczarowaniu i tragediach.
A na dodatek jednym z aspektów książki jest aspekt związany ze zwierzętami – jak je traktujemy, jak do nich podchodzimy, kim są dla nas? Dla mnie tym ważniejsza, że generalnie dotycząca koni (które ja uwielbiam od zawsze), pięknych, majestatycznych i dumnych stworzeń. Konie - kochane, pieszczone, doceniane. Konie - maszynki rozrodczo-występowe, zarabiające duże pieniądze. Konie – niepotrzebne przedmioty, które można zarzynać, okładać batem, młotkiem, deskami, ciągnąć za samochodem… Zwierzęta, dla których człowiek jest bogiem, decydującym o życiu i śmierci, decydującym o wszystkim.
Tak wiele do przeczytania, przemyślenia, odkrycia, książka pełna znaczeń. Już jakiś czas nie czytałam powieści, która tak by mnie poruszyła, wzbudziła tyle emocji, że czasami czytanie aż bolało. A na koniec popłakałam się, to zakończenie kompletnie nie było takim, jakie bym sobie życzyła. Chociaż faktycznie pasuje do całości pozycji, nie zaprzeczam.
Techniczna strona także przypadła mi do gustu – ciekawa okładka, ładna oprawa graficzna, papier który całkiem lubię.
Piękna powieść, zdecydowanie polecam!
PS Właśnie przeczytałam, że w kwietniu 2010 ma wyjść w stanach nowa powieść tej autorki, ciekawe czy zostanie przetłumaczona i czy dorówna temu debiutowi.
[Recenzję umieściłam wcześniej na swoim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/2009/12/20/bog-zwierzat-aryn-kyle/]