Realia Polski Ludowej ( szczególnie jeśli chodzi o kwestie kobiece) znam tylko z literatury, dlatego jak tylko ujrzałam tę pozycję na stronie Instytutu Pamięci Narodowej, postanowiłam, że muszę ją przeczytać. I przyznam, iż jestem nieco rozczarowana. Dlaczego? Ponieważ już na wstępie zaznaczono, że wszystkie zamieszczone eseje nie mają odniesienia do ideologii gender. Każda przemoc jest naganna i wymaga najwyższego potępienia. Jednak realia okazały się inne. Publikacja wpisuje się w tzw. nurt gender studies. Szkoda. Feministką nie byłam i nie będę.
Powinności płci pięknej w tamtym czasie (głównie lata siedemdziesiąte) były różnorodne, w zależności od potrzeb partii. Mieliśmy uśmiechnięte traktorzystki i te, które strzegły domowego ogniska. Wizerunki te nie zawsze odpowiadały prawdzie. Władza chętnie z tego czerpała profity. Nasze mamy i babcie zmagały się z kłopotami o różnym podłożu. Komuniści nie byli konsekwentni: z jednej strony społeczną rolę kobiety rozumiano w tradycyjny sposób, z drugiej prezentowano panie pracujące.
Akcentowano zadania matki i żony, ale gdyby synuś był chuliganem, to już się jej obrywało, że nie potrafi pogodzić pracy z domem i zająć się młodym człowiekiem. Można zaryzykować stwierdzenie, że w tamtym czasie stworzono model, który nazywam 'pierwszej perfekcyjnej': pewną funkcję indoktrynacyjną pełniła prasa kobieca, kreująca jeden wzorzec. Wedle opinii tamtejszych dziennikarek, nowoczesna Polska musiała być: gospodarna, zaradna, świetna matka, wzorowa pracownica. W dodatku zawsze pogodna i w dobrym humorze. Dość idealistycznie to brzmiało i brzmi nadal
Przedmiotem zainteresowań badaczek (ach te feminatywy) jest miejsce kobiety na kilku płaszczyznach: nauki, gospodarstwa domowego, życia zakonnego, etc. Zgodzę się z tym, iż rola kobiet w historii nie jest doceniana ( ''Inka", Anna Walentynowicz, Maria Kaczyńska), przez niektórych bardzo deprecjonowana. Tego się spodziewałam, nie feministycznych wynurzeń (tak się dzieje, niestety).
Na szczególną uwagę zasługuje tekst pani Beaty Kozaczyńskiej pt.Obraz kobiety matki w obozie przejściowym w Zamościu. Autorka przypomina o dramatycznych losach matek, córek wysiedlonych z Zamojszczyzny na przestrzeni lat 1942-1943. Wszystkie te historie są tragiczne, przepełnione bólem, rozpaczą, strachem o najbliższych.
Moja uwaga: obóz przejściowy w Zamościu powstał w listopadzie 1942 roku, Niemcy zainspirowali się sowieckim obozem dla jeńców. Istniał do 18 stycznia 1944 roku. Warunki tam panujące urągały wszelkim standardom. Obóz złożony był z wielu baraków o rozmaitej wielkości, te oddzielone były drutami kolczastymi, aby zapobiec kontaktom między osadzonymi.
W monografii przypomniano o życiorysach pań podejmujących pracę naukową na wyższych uczelniach, sięgając do genezy działalności Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu (dawnej Akademii Medycznej) po II wojnie światowej. Pojawia się między innymi Hanna Hirszfeld, małżonka profesora Ludwika Hirszfelda.