Tytuł uznałam za interesujący, a opis za obiecujący, więc książkę ściągnęłam na półkę w Legimi i póki co, zajęłam się tymi książkami, które w tamtym momencie z różnych powodów interesowały mnie bardziej.
I nie wiem kiedy bym zaczęła ją czytać gdybym nie trafiła na opinię, że książka jest przesłodzona i mało realna, bo życie to nie sielanka i wcale tak dobrze się nie dzieje, nie wszyscy są mili, szczęśliwe przypadki i happy end to rzadkość i nie wystarczy pomyśleć (przypuszczam, że chodzi o zmianę w sposobie myślenia …) by nastąpiła zmiana na lepsze; a przy tym pochwalone jest, m. in., lekkie pióro …
Zainteresowała mnie ta w sumie niepozytywna opinia – bo ja bardzo lubię jeśli, chociaż w książce, zdarza się dużo dobrych rzeczy i następuje happy end. Owszem, przesłodzony tort jest niestrawny, ale nadmiar cukru życiowego to dla mnie samo dobro ...
Przeczytałam w ciągu doby. I wrażenia mam takie: czyta się dobrze, było z czego się pośmiać, „cukru” jak dla mnie jest akurat, wszystkie opisane wydarzenia uważam za realne, nie ma niczego co nie mogło się zdarzyć, a co do happy endu - w tym momencie jest, ale przecież to nie koniec życia, wszystko jeszcze może tam się zdarzyć i na wesoło, i na smutno ... Istotne też jest, że happy end nastąpił nie na skutek działania siły wyższej, ale został osiągnięty przez samą główną bohaterkę, jest efektem jej własnych przemyśleń i decyzji oraz cennej pomocy kilku bliskich jej osób.
Jestem zwykłą czytelniczką, żaden ze mnie znawca ...
Ale - jeśli ktoś kocha schabowe, to sałatka owocowa na obiad raczej go nie ucieszy; jeśli ktoś nie lubi książek obyczajowych, a przynajmniej romansów, to lepiej żeby ich nie czytał.
A jeśli przeczytał i dalej uważa, że taka literatura to coś z niższej półki i nie dla niego, czuje się zawiedziony – jest to w porządku, bo każdy ma swój gust, tylko trzeba pamiętać, że nie ma pisarza, który trafi do wszystkich i nie można stawiać znaku równości między "nie podoba mi się" a "to jest złe"…
Mi się podobało i polecam – ale nie czytelnikom co lubią jeśli dzieje się źle, uznają tylko literaturę z półki z dziełami noblistów lub szukają okropności.
Bo jest to książka pogodna, z tych „samoczytających się” i łatwo się od niej oderwać, ale też bardzo szybko się wraca. Jest w niej sporo fajnych postaci, takich do zaprzyjaźnienia się, prawdziwych, z którymi łatwo się utożsamić – jeśli nie przez cały czas, to przynajmniej w niektórych sytuacjach. I jest trochę życiowych prawd, jak najbardziej zgodnych z moimi przekonaniami i życiowym doświadczeniem – że dzieciom trzeba mówić prawdę, że oceniając po pozorach można się nieźle pomylić i sporo stracić, że szczęśliwe przypadki się zdarzają, że niezmiernie ważnym jest by być sobą, a nie żyć pod dyktando innych, nawet najżyczliwszych nam osób.
I jest to podane mimochodem, delikatnie, bez patosu i prawienia kazań – a taka „lekka” forma przekazu łatwiej trafia do celu.
To jedna z tych książek, jak mówi o niej autorka, „dzięki którym części z Was świat przez chwilę wydaje się lepszy” –.
I moim zdaniem tak właśnie jest.