Każdy w życiu ma jakieś zadanie do wypełnienia, dla każdego jest jakiś plan, często może się on nam nie podobać. Cierpienie jakie przynosi nam los sprawia, że jesteśmy bardziej dojrzalsi, bardziej doświadczeni. Życie nas uczy, byśmy nie popełniali w kółko tych samych błędów, byśmy kiedyś mogli pomagać innym postępować tak jak sami nigdy nie postępowaliśmy, lepiej.
„Pomimo wszystkiego, co nam się przytrafia, ostatecznie to my decydujemy czy nasze życie jest dobre czy złe, brzydkie czy piękne.”[str:198]
Alan Christoffersen, główny bohater książki ma wszystko, miłość, super dom i pracę. Pewnego dnia jego żona ma poważny wypadek, zanim jednak odchodzi prosi męża o złożenie obietnicy. To ona sprawia że Alan próbuje żyć dalej. Jednak strata ukochanej to nie wszystko, w tym samym czasie traci cały majątek. Wtedy gdy już nic mu nie pozostaje, wyrusza na wędrówkę, poznaje wielu ludzi, każdy z nich niesie ze sobą coś innego. Co przyniesie Alanowi ciągła podróż? Czy odnajdzie nadzieję ?
„Ogród Edenu to archetyp tego, co utracone, tym samym symbol losu całej ludzkości. Ponieważ mieć znaczy utracić, tak jak żyć znaczy umrzeć. Mimo to zazdroszczę Adamowi. Bo choć utracił Eden nadal miał swoją Ewę.”[str:10]
W książce występuje wielu bohaterów pobocznych, najbardziej w pamięć zapadła mi Ally, kelnerka pracująca w jednym z barów, w którym zatrzymuje się Alan. Ally jest postacią pozytywną, mimo tego że wiele w życiu przeszła, jej sympatia i współczucie jakim darzy innych jest godna podziwu. Od początku spostrzega, że coś jest nie tak „Bóg zawsze stawia ludzi na naszej drodze z jakiegoś powodu. Tylko pomagając innym, możemy ocalić samych siebie.”[str:200] Jej bliskość, oraz historia jaką opowiada Alanowi sprawia, że w jego życiu następuje przełomowy moment.
Richard Paul Evans, bardzo zaskoczył mnie tą powieścią zdecydowanie ma ona charakter duchowy. Uwielbiam piękny plastyczny język autora. Sposób z jaką łatwością posługuje się piórem jest urzekający. Opisy uczuć oraz sytuacji są bardzo bogate, dla kogoś wrażliwego, jak ja jest to ciężka książka, gdyż bardzo dużo w niej bólu i smutku. Historia bardzo porusza i wciąga, niestety po przeczytaniu pozostaje niedosyt, na szczęście od razu można sięgnąć po kolejną część.
„Dotknąć nieba”, to pierwsza część „Dzienników pisanych w drodze”. Jest to piękna i jednocześnie bardzo pokrzepiająca duszę opowieść. Skłania do refleksji nad własnym życiem. Po jej przeczytaniu zadałam sobie pytanie… Niespodziewanie tracisz wszystko co dla ciebie najważniejsze, co wtedy robisz? Wy również odpowiedzcie sobie co byście zrobili, ale najpierw sięgnijcie po tę cudowną książkę.
"Możemy użalać się nad sobą i opłakiwać to, co straciliśmy, albo możemy wykorzystać porażki i stratę jako bodziec do rozwoju. Ostatecznie wybór zawsze należy do nas".[str:199]
"Pierwszy raz od wielu dni gwiazdy były widoczne. Była to jedna z tych chwil, gdy wznosząc oczy ku nocnemu niebu, czujemy się mali i nic nieznaczący. To napełniło mnie nadzieją. Pomyślałem sobie, że może Bóg ma więcej rzeczy na głowie niż niszczenie mojego życia,"[str:217]