*współpraca reklamowa z EditioRed*
Znam pióro jednej z autorek z innej małomiasteczkowej serii, do której mam mieszane uczucia. Postanowiłam kolejny raz dać jej szansę, tym bardziej że jest to książka pisana w duecie, wiec miałam nadzieję, że będzie choć odrobinę lepiej. Książka jest kolejnym tomem cyklu, którego akcja rozgrywa się w miasteczku Bootleg Springs. Sama nie czytałam poprzednich tomów, jednak nie stało mi to na przeszkodzie, żeby zrozumieć o co chodzi.
Jonah pojawia się w miasteczku w celu poznania przyrodniego rodzeństwa. Mężczyzna jest trenerem personalnym, czym zaskarbił sobie szybkie względy mieszkańców. Nad nim i jego rodzeństwem widnieje widmo niewyjaśnionej sprawy sprzed lat, w której ich ojciec był głównym podejrzanym. Jonah próbuje nawiązać więź z rodzeństwem, jest zdania że ci nie do końca go akceptują, szczególnie w momencie, gdy jego siostra podsuwa mu współlokatorkę.
Shelby to osoba bardzo złożona, choć głównie zajmuje się rozprawą doktorską, to także po kryjomu stara się rozwikłać dawną sprawę zaginięcia nastolatki. Kobieta zafascynowana miejscowym trenerem personalnym, który początkowo przekonany o jej dziennikarskim śledztwie jest do niej niechętny. Z czasem Shelby zdobywa względy Jonaha ale taż znajduje kolejne poszlaki prowadzące do rozwiązania sprawy.
Książka jest typowym romansem małomiasteczkowym, autorki wprowadzają nas w klimat i świat małej miejscowości, gdzie każdy, każdego zna. Zabierają czytelnika w miejsce trochę niezwykłe, gdzie mała społeczność wytworzyła sobie swoje standardy i stosunki, gdzie króluje wzajemne wsparcie i współpraca, ale także, gdzie każde wydarzenia z życia jednego mieszkańca jest na ustach wszystkich. Tak dzieje się właśnie z relacją Shelby i Jonaha, najpierw wszyscy podsycają wzburzenie mężczyzny, później starają się ich ze sobą swatać, aż w końcu niemal wchodzą w butach, w ich intymne sprawy. Relacja ta utrzymana jest w stylu slow burn, i rozwija się bardzo powoli. Czytam książki z tym motywem ale tutaj w połączaniu z mało dynamiczną akcją, cała książka wydaje mi się nużąca, żeby nie powiedzieć, że nawet nudnawa.
Bardzo podobał mi się wątek śledztwa w sprawie zaginięcia Callie Kendall, podejrzewam że w poprzednich tomach ten temat także był poruszony, tutaj dochodzi o poważnych odkryć i przełomów, jednak wciąż nie do końca wiadomo co się stało z nastolatką. Przypuszczam, że jeśli sięgnę po kolejny tom, to tylko z powodu tego wątku.
Sama historia nie zrobiła na mnie wrażenia, trochę ją męczyłam, po raz kolejny przekonałam się, że książki wychodzące spod pióra Lucy Score nie do końca trafiają w moje gusta. Ten styl pisania jest dla mnie ciężki i nużący, a sama historia bardzo mi się dłużyła. W książce dominuje wątek romantyczny, wzbogacony o różne inne wątki, jest sporo śmiesznych scen, trochę erotyki ale brakuje mi tu jakiegoś poważnego dramatu czy zawirowania. Pomijając wątek zaginięcia z przed lat, nic ciekawego się nie dzieje, można odnieść wrażenie, że akcja stoi w miejscu. Jestem bardzo wybredna przy romansach małomiasteczkowych, które choć nie należą do moich ulubionych, to często wpadają na moją listę czytelniczą. Książka nie do końca mi się podobała, uważam ją za przeciętną pozycję, jednak przez wgląd na motyw zaginięcia podwyższyłam ocenę.