Zacznijmy od świata, w którym rozgrywa się cała akcja. Konflikty pozaziemskie to wojny, które toczą się w kosmosie, bądź na innej planecie. Ludzie nie uczestniczą w nich bezpośrednio, a jedynie kierują (z Ziemi) maszynami, które biorą udział w walce. Dzięki temu, uniknąć można całkowitego zniszczenia planety (polecam naszym współczesnym politykom poważnie rozważyć taką ewentualność). Właśnie trwa III wojna światowa, w którą zaangażowany jest cały świat, jednak największą rolę odgrywają dwa bloki - Indo-Ameryka i Ruso-Chiny. Europa i Australia stoją po stronie Ameryki i Indii, natomiast Ameryka Południowa jest sprzymierzeńcem Rosji i Chin.
Tom nie ma łatwego życia - ojciec z problemami z alkoholem i hazardem, wieczne życie w podróży, problemy przez nieobecności w szkole. A Tom bardzo chciałby być Kimś. Pewnego dnia, marzenia stają się rzeczywistością i otrzymuje propozycję szkolenia w Wieży Pentagonu, jednak to dopiero początek problemów. Jak się okazuje, patrząc z boku wszystko wygląda dużo prościej. W rzeczywistości już pierwszego dnia po przyjeździe do tej elitarnej akademii wojskowej, chłopiec nabiera wątpliwości, czy jego decyzja faktycznie była słuszna. Ile jest w stanie poświęcić, aby spełnić swoje marzenia?
Zadziwiający jest fakt, że za największą zaletę książki uważam... dobry humor! Sama byłam zaskoczona, po powieści spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Żeby nie było wątpliwości - to nie jest komedia, jednak pojawiło się wiele humorystycznych scen, przy których śmiałam się do rozpuku np. wirus latynoskiej gorączki, który zmuszał zainfekowanych ludzi do próby tańczenia zmysłowej salsy z każdym, kto znalazł się na ich drodze. Te i inne pomysły, a także momentami przezabawne rozmowy nastolatków sprawiły, że powieść czytałam z uśmiechem na ustach.
Jeśli obawiacie się sięgnąć po "Wojny Światów", niepewni czy wpasuje się w Wasze gusta, ale za to zaczytujecie się w antyutopiach, mogę powiedzieć jedno - sięgajcie śmiało. Gdyby tak wymazać całą tą kosmiczną otoczkę, zostaje nam świat przyszłości, w stanie wojny, a pomiędzy tym wszystkim nastoletnie dzieciaki, od których wymaga się dużo więcej niż są w stanie udźwignąć. To po prostu typowa powieść dla młodzieży, całkiem niegłupia i do tego świetnie napisana, którą czyta się ekspresowo, mimo pokaźnych rozmiarów.
Całkiem polubiłam bohaterów tej powieści, choć Tom wielokrotnie zagrał mi na nerwach. To jednak miła odmiana, gdyż zazwyczaj w książkach akcja kręci się wokół dziewcząt, a tutaj mieliśmy do czynienia niemal wyłącznie z chłopcami, i to przedstawionymi w sposób tak realny, że do złudzenia przypominali mi moich kolegów z czasów kiedy jeszcze chodziłam do gimnazjum.
"Insygnia" miała być dla mnie wyzwaniem. Powieścią zupełnie inną niż na co dzień czytuję, typowym science fiction, przez co nieco się jej obawiałam. Okazała się być jednak historią wyjątkowo przystępną i uniwersalną. Skupiającą się na takich wartościach jak lojalność, przyjaźń, czy odpowiedzialność. Jedynym słowem - polecam, nawet tym nie do końca przekonanym!
Ocena: 8/10