"Czuł się kimś, kto może więcej i kimś, kto potrafi korzystać ze wszystkich uroków życia. Innymi słowy, czuł się szczęśliwy".
Tytuł tej książki jednoznacznie wskazuje na powieść sensacyjno-kryminalną. Użyte w nim słowa klucze, czyli "zagadka" i "śmierć" przygotowały mnie bowiem na taki właśnie gatunek. Tymczasem "Zagadka śmierci Strufiego" okazała się dość dziwnym tworem, kolażem kilku gatunków, w którym żaden z elementów fabularnych nie wysuwa się na pierwszy plan. Jedno jest jednak pewne – wszystko zaczyna się od kota.
Piotr Czubowicz to urodzony w 1981 r. w Warszawie, tancerz i choreograf, którego doświadczenie w tym fachu sięga wielu czołowych zespołów tańca współczesnego oraz występowania na deskach teatrów w kilkudziesięciu krajach. Autor zdobył licencjat na Wydziale Politologii WSSMiA w Warszawie, a w 2013 r. rozpoczął Podyplomowe Studia Menedżerskie dla Twórców, Artystów i Animatorów Kultury na Uniwersytecie Warszawskim. Działa aktywnie w założonej przez siebie formacji 100 Bilion Cells, zna biegle trzy języki. "Zagadka śmierci Strufiego" to jego debiut literacki.
Juan to młody chirurg z Barcelony, który swoje dwumiesięczne wakacje postanawia spędzić na Lazurowym Wybrzeżu. Znajomości pozwalają mu zamieszkać w apartamencie najwyższej klasy, będącym własnością rosyjskiego bogacza Vladimira. Podczas pobytu w swoistym raju na ziemi, bohater poznaje plejadę ciekawych mieszkańców tego zakątka. Pewnego dnia, niespodziewanie na swoim tarasie znajduje martwego, dużego kota. Do czasu przeprowadzenia sekcji zwłok zwierzaka, staje się głównym podejrzanym o zatrucie zwierzęcia.
Z czym kojarzy się Wam połączenie w jednym dziele elementów przeciwstawnych sobie, typu komizm i tragizm? Z pewnością pierwszym terminem, jaki nasunie się większości z Was po moim pytaniu, będzie doskonale wszystkim znany zabieg literacki w postaci groteski. I w takim właśnie klimacie osadzona została historia hiszpańskiego lekarza i martwego kota Strufiego. To bowiem powieść, w której komizm sytuacyjny współegzystuje z tragizmem, tworząc kolaż dość niejednoznaczny. To, co charakteryzuje książkę to niewątpliwie pewna kategoria absurdu i wielka atmosfera dziwności. "Zagadkę śmierci Strufiego" można zdefiniować bowiem aż i tylko jednym określeniem - "dziwna". Dziwna książka w wielu aspektach i całej konstrukcji fabularnej.
W groteskową konwencję wpisują się różnorodni bohaterowie, jakich autor wykreował na potrzeby stworzonej przez siebie książki. Kogo więc znajdziecie w powieści Piotra Czubowicza? Spotkacie Amandę, sympatyczną pisarkę powieści erotycznych i jej antypatyczną córkę Jasmine. Juan przypadkowo wplątany w śmierć kota, poznaje również jego nie do końca zdrową na umyśle właścicielkę – Marię oraz jej matkę. Nie zabraknie również tak ciekawych postaci, jak właściciel apartamentu, w którym mieszka bohater, składający Juanowi niezgodne z prawem propozycje, czy jego seksownej córki Oksany, która bardzo szybko zdobywa serca lekarza. To oczywiście tylko najważniejszy poczet postaci, które poznaje czytelnik, a których zachowanie jest jednocześnie naznaczone sporą dawką absurdu i komizmu. Komizmu widocznego w potraktowaniu sytuacji śmierci kota, czy samobójstwa jednej z bohaterek. Sama postać Juana jest również nieco przerysowana, co uważny czytelnik z pewnością dostrzeże.
Przyznam, że od kiedy wyjaśniło się kim w powieści jest tytułowy Strufi, wiązałam ze śmiercią kota dość duże wymagania. Liczyłam na morderstwo z premedytacją, groteskowe śledztwo i efektowne złapanie zabójcy. Tymczasem tytułowa zagadka nie okazała się żadną zagadką, czego bardzo żałuję. Sądzę, że wątek ten mógłby być bardziej rozbudowany, wówczas właśnie doskonale wpisywałby się w cały klimat powieści. Któż bowiem prowadzi oficjalne śledztwo w sprawie śmierci kota? Toż to totalny absurd. Autor w warstwie tej niestety nie rozbudował głównego wątku, co z pewnością wpłynęłoby na cały wydźwięk powieści. Zakończenie książki jest również dość dziwaczne i nie w pełni mnie zadowala. Brakuje tutaj elementu zaskoczenia, czegoś, co pozwoliłoby na dłużej zastanowić się nad historią Juana.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, do kogo adresowany jest debiut Piotra Czubowicza. Pewne niedopracowania fabularne, zmniejszają przyjemność z lektury, jednocześnie cały klimat dziwności, jakim osnuta jest ta historia, wbrew logice wciąga. "Pierwsze koty (pierwszy Strufi) za płoty", więc teraz czekam na kolejną, bardziej dopracowaną książkę.