Anne mieszka w małej wiosce zwanej Burgia, gdzie ilość kobiet przewyższa liczebność mężczyzn. W wyniku tego nie każda z zamieszkujących wioskę panien może wyjść za mąż. Można jednak powiedzieć, iż Anne ma szczęście- nie dość, że stanie na ślubnym kobiercu, to jeszcze jej oblubieniec jest młodym, przystojnym mężczyzną. Dziewczyna jednak czuje, że to nie zamążpójście jest jej życiową drogą...
Hanna urodziła się w majętnej rodzinie, po tragicznej śmierci rodziców dziedzicząc cały majątek. Od niedawna znana jest w towarzystwie także jako żona Franza, jednej z najlepszych partii w mieście. I choć na co dzień wydaje się zadowolona ze swojego życia, to gdzieś w głębi duszy czuje się jak więzień we własnym ciele.
Anna to świetna aktorka, która w każdą graną przez siebie postać potrafi tchnąć życie. Na co dzień jednak -prócz gry- zajmuje się tylko piciem, braniem narkotyków oraz seksem z przygodnymi partnerami. I choć świat na co dzień widzi jej uśmiechniętą twarz, to kobieta coraz częściej zdaje sobie sprawę, iż jej pseudo "szczęście" jest wynikiem kolejnego narkotyku.
Trzy zupełnie inne kobiety, żyjące w zupełnie innych czasach. Poniekąd w ogóle nie powiązane ze sobą losy ludzkie, a jednocześnie wyglądające na niemal identyczne.
Twórczość pana Schmitta poznałam jeszcze w czasach liceum, dzięki uczestnictwie w Klubie Książki. Od tamtej pory, za każdym razem, gdy tylko gdzieś rzuci mi się w oczy książka jego autorstwa, staram się z nią zapoznać. Wiadomo, jak chyba każdy pisarz na świecie ma w swoim dorobku pozycje lepsze i gorsze, ale mimo tego wciąż utrzymuje stabilny, wysoki poziom w moim osobistym rankingu. Kobieta w lustrze tylko to potwierdziła.
Czasem patrzymy na siebie w lustrze i nie rozpoznajemy twarzy, która się w nim odbija. Często towarzyszy nam dyskomfort codzienności, dziwne przeczucie, że to nie tak miało wyglądać nasze życie- ale mimo tego wmawiamy sobie, że to tylko gorszy czas, że przecież od wieków ludzie istnieją w ten sposób. Prowadzimy jałową egzystencję, nastawioną na czekanie- na sobotę, na święta, na coś, co zatrzęsie fundamentami naszego jednokolorowego świata. Patrzymy krzywo (ale też ze swoistą zazdrością) na tych, którzy mimo przeciwności losu idą własną ścieżką. Czy Ty też nie miewasz wrażenia, że poruszasz się w zgodzie z napisanym gdzieś na górze scenariuszem? Że Twoja wola tak naprawdę nie jest Twoja, lecz uwarunkowana tym, co powiedzą ludzie? Że musisz udawać, stać się aktorem w jednoaktowym spektaklu, którym stało się Twoje życie?
Szczerze, czasem mam siebie dość; tej dziewczyny, odbijającej się w szklanej tafli. Życia, jakie prowadzę. Zapominam, że nie muszę czekać na zmiany- mogę sama je wprowadzić. I powoli, małymi kroczkami, dążę do celu.
Nowość od wydawnictwa Znak to książka poruszająca niemalże każdą strunę w ciele czytelnika. W końcu nie ma nic lepszego niż lektura skłaniająca do refleksji, prawda? Od początku przygody z Kobietą w lustrze miałam wrażenie, że te trzy na pozór różne kobiety stanowią w jakiś tajemniczy sposób jedność. I rzeczywiście, coś je łączy. Można rzec, że jedna wpływa na drugą, i tak dalej. Eric- Emmanuel Schmitt udowadnia również, że ludzie przez wieki niewiele się zmienili- wciąż dzierżymy w dłoni pierwszeństwo do oceniania bliźniego, wykazywania niezrozumienia wobec czyichś wyborów. Niestety wątpię, że to kiedykolwiek ulegnie zmianie.
Niby to tylko książka opisująca codzienność trzech kobiet, lecz pod warstwą główną kryje się właściwe przesłanie- jeśli nie uszczęśliwia Cię to, co robisz w tym momencie, to zmień to. Wiadomo, nie od razu dostaniemy to, czego chcemy, ale czy smak sukcesu nie jest wyraźniejszy, gdy naprawdę na niego zapracujemy... ?
Kobieta w lustrze to książka obowiązkowa dla fanów twórczości Schmitta, jak i literatury pięknej. To pozycja otwierająca oczy, refleksyjna, życiowa. Najlepsza, jaką w ostatnim czasie udało mi się przeczytać.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Znak :)