Pojawienie się Eriki na progu domu Michaela może oznaczać tylko jedno- kłopoty. Kobieta jest byłą żoną Fraziera i choć od ich rozwodu minęło sporo czasu, to wciąż pamięta, jak była małżonka uwielbiała dramatyzować. Teraz stoi tu, na werandzie jego domu dzielonego z drugą żoną, Angelą i paląc papierosa za papierosem prosi o pomoc w odnalezieniu córki, Felicity. Ponoć wyszła do parku, zostawiając dziewczynkę w samochodzie, a po jej powrocie już jej tam nie było. Ponoć policja robi wszystko co może, ale jak na razie idzie im jak po grudzie. Ponoć to on, Michael, jest ojcem jej córeczki...
Michael pragnie mieć dziecko z Angelą; jak na razie nie ustają w próbach. Nie do końca jest przekonany co do tego, że Erica urodziła jego córkę i przez te dziesięć lat nie powiedziała mu ani słowa. Mimo tego postanawia ruszyć z eks małżonką na poszukiwania- dobro dzieci zawsze leżało mu na sercu, no i wciąż istnieje maleńki procent szans na to, że Erica mówi prawdę odnośnie jego ojcostwa...
Rozpoczyna się wyścig z czasem- "tik tak" brzmi teraz jak wyrok.
Nie wiem, jakie to uczucie, gdy rodzice z sercem w gardle poszukują swojego zaginionego dziecka; mogę się tylko domyślać, jak straszne uczucia nimi wówczas szarpią. Miałam nadzieję na ciekawą emocjonalnie lekturę i te obiecywane dwanaście godzin śledztwa pełne adrenaliny. I rzeczywiście, po części je dostałam.
Choć Michael przyłapuje się na sentymentalnym myśleniu o swoim poprzednim małżeństwie, to gdy słucha historii Eriki po raz kolejny przypomina sobie, dlaczego postanowił się z nią rozwieść- kobieta była totalnie niepoukładana, żyła z dnia na dzień, nie przejmowała się niczym. Zwykłe zapłacenie rachunku wychodziło poza jej możliwości. Co prawda teraz wie, że eks małżonka postanowiła wziąć się za siebie dla córeczki, aczkolwiek Frazier wciąż nie wie, jak można zostawić dziesięcioletnią dziewczynkę w samochodzie? Przecież obecnie na dzieci czyha tyle niebezpieczeństw... Niezależnie od tego, czy jest ojcem Felicity czy nie, postanawia pomóc Erice w poszukiwaniach. Po części czuje, że jest to kobiecie winny- on znalazł swoją bezpieczną przystań u boku Angeli, podczas gdy jego była wciąż starała się pozbierać po ich rozwodzie. Ludzie się zmieniają, czasami niestety na gorsze. Czy Michael może mieć stuprocentową pewność, że eks małżonka mówi mu całą prawdę... ?
Angela, pozostając sama w ich domu, postanawia poprowadzić prywatne śledztwo. Poniekąd impulsem do działania były odwiedziny policjantów, którzy dość enigmatycznie wypowiadali się o Erice. Angela za grosz nie wierzy pierwszej pani Frazier i wydaje się, że kolejne, pozbierane elementy układanki tylko to potwierdzają. W jak dużym niebezpieczeństwie znalazł się Michael? I co tak naprawdę stało się z Felicity?
Muszę przyznać, że pan Bell potrafi zbudować napięcie; śledztwo samo w sobie może nie było aż tak wciągające, ale kolejne fakty z życia Eriki już tak. Do ostatnich stron nie byłam pewna, czy ta bohaterka na pewno nie ma czegoś za uszami. Wszystko zdawało się zbyt nieprawdopodobne, a jak się później okazało, rodzina Frazier wiedziała o wiele więcej, niż chciała początkowo przyznać. Tylko Michael był odsunięty od sprawy gdzieś na bok, choć jako prawdopodobny ojciec powinien wiedzieć wszystko jako pierwszy.
Nie dziwię się Angeli, że czuła zazdrość. Każda kobieta na jej miejscu miałaby podobne odczucia. Nagła zmiana haseł? Zdjęcie ze ślubu z byłą, ukryte gdzieś na komputerze? Gdyby małżonkowie ze sobą nie rozmawiali, mogłoby to doprowadzić do różnych niedopowiedzeń... na szczęście ta dwójka to potrafi.
Michael jawił mi się jako takie trochę duże dziecko. Niby miał bardzo dobrą pracę i poukładane życie osobiste, ale miałam wrażenie, że istotne sprawy, toczące jego bliskich, jakoś do niego nie docierały. Każdy chciał go chronić, może przez to, co stało się z jego młodszą siostrą Robyn. Wszyscy wiedzieli, jak bardzo ta sprawa nie daje mu żyć i przez to otoczyli go szczelnym kokonem niedomówień i półprawd. I to chyba nie do końca była dobra decyzja.
Wydarzenia toczą się gładko, a ja nie mogłam się oderwać od lektury. Ze wszystkich sił chciałam dotrzeć do końca i poznać wreszcie odpowiedzi na coraz liczniejsze pytania. Spodziewałam się troszkę większej emocjonalności -w końcu zaginęło dziecko- lecz z drugiej strony do tej pory Michael nie zdawał sobie sprawy, że ma córkę. Widać po nim, jak bardzo stara się przyzwyczaić do myśli o ewentualnym ojcostwie.
Dla fanów adrenaliny w literackim wydaniu Czyjaś córka będzie świetnym wyborem na te (jeszcze) deszczowe dni. Książkę znajdziecie u wydawnictwa Prószyński i S- ka :)