Na wstępie wspomnę o graficznej okładce, która przyciąga swoimi kolorami i przywodzi mi na myśl schyłek lata.
Jeśli chodzi o fabułę to w telegraficznym skrócie: Cooper Hurtley uważa, że wszyscy studenci miejscowego uniwerku to klony szastające kasą nadzianych rodziców. Pewnego wieczoru w barze, w którym pracuje dochodzi do przepychanki z jednym z najbogatszych studentów Prestonem. W konsekwencji Cooper zostaje upokorzony i zwolniony z pracy. Chłopak postanawia się zemścić i układa plan polegający na uwiedzeniu dziewczyny bogacza. Mackenzie okazuje się być zupełnie inna niż zakładał, a plan zaczyna ulegać modyfikacjom...
Dzięki historii Mackenzie i Coopera poznałam pióro autorki z nieco innej strony, która niezmiernie mi się podobała. Choć w dalszym ciągu hokeiści (czyt. Graham to mój numer jeden).
Autorka stworzyła fantastyczny nadmorski klimat małego miasteczka, w którym wiatr przyjemnie owiewa włosy w trakcie lektury. Pokazała jak bardzo w mieszkańcy trzymają się razem i mogą liczyć na wzajemną pomoc, ale także ile uprzedzeń mają do przyjezdnych. Przypomniała również jak niszczycielską siłę mają żywioły, w tym wypadku huragany. Miasta znajdujące się na obszarze zagrożonym borykają się z następstwami tych zjawisk pogodowych, które niszczą całe dobytki i biznesy.
Przechodząc do bohaterów, na pierwszy ogień idą bliźniacy Cooper i Evan Hurtley, którzy dzięki swoim odmiennym temperamentom tworzą mieszankę wybuchowa zwiastującą kłopoty. Świetna dynamika między braćmi, zaś trauma związana z rodzicami dodała odrobinę dramatu do opowieści. Przez to rozumiałam zachowania bliźniaków i ich obawy względem angażowania się w jakiekolwiek relacje.
Cooper na wszystko w swoim życiu musi ciężko zapracować i w zasadzie robił to od najmłodszych lat. Sam nazywa siebie lokalsem i dba o bliskich mu ludzi. Mackenzie w pojęciu Coopera jest klonem, bezmyślną dziewczynką wydającą pieniądze rodziców, która nie musi się niczym martwić, bo ma zapewnioną przyszłość. Jednak bardzo szybko przekonuje się, że to samowystarczalna dziewczyna, która prowadzi własny biznes i ma zupełnie odmienne spojrzenie na życie niż jej rodzice.
Z jednej strony relacja Mac i Coopa była słodko - gorzka, z drugiej pełna pasji i intensywnych emocji. W trakcie lektury miałam wrażenie, że te iskry przeskakujące między tą dwójką czuję na własnej skórze. Kapitalne!
Kompleks grzecznej dziewczynki traktuje o tym, że pozory mylą i nie powinno się oceniać drugiej osoby ani po wyglądzie ani po zasobności jej portfela. Każde błędne założenie o danym człowieku bez poznania go jest bardzo krzywdzące, o pczym boleśnie przekonała się główna bohaterka. Zaś zemsta nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, szczególnie taka, która jest wymierzona w zupełnie niewinne osoby.
Jedyna rzecz, która mi nie do końca pasowała to te słownictwo w stylu "przychlast", ale może jestem już z innego pokolenia.
W ciemno sięgnę po kolejne tomy, bo pióro autorki czyta się doskonale, a ja zapominam o bożym świecie! Polecam gorąco!