Maggie Stiefvater, mimo młodego wieku, ma na koncie mnóstwo popularnych tytułów. W Polsce znana jest przede wszystkim z Trylogii "Wilki z Mercy Falls". Choć serię tę mam jeszcze przed sobą, pokochałam autorkę dzięki powieści "Wyścig Śmierci", która na stałe zapisała się w moim sercu, a z czasem mam niej coraz większy sentyment. "Król Kruków" przykuł moją uwagę jeszcze przed premierą - przypadkiem znalazłam go na goodreads i razem z Abigail uparcie trzymałyśmy kciuki, aby książka została wydana również w naszym kraju. Kiedy wreszcie ukazała się zapowiedź, wiedziałam jedno - "Król Kruków" to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera tego roku!
Wszystkie kobiety w rodzinie Blue to wróżki, oprócz... niej samej. Kiedy dziewczyna jest w pokoju, każde medium widzi wyraźniej, jednak sama nie potrafi nic zdziałać. Zdaniem matki i ciotek przyszłość nastolatki jest jasna - zabije miłość swojego życia. Dziewczyna postanowiła więc unikać wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Jednak los uparcie pacha ją w stronę chłopców z krukami, akurat kiedy słyszy drugą część przepowiedni: w tym roku się zakocha.
Chłopcy z krukami to uczniowie Aglionby, elitarnej szkoły dla młodych mężczyzn. Poznajemy Gansey'a , Adama, Ronana, a także Noah i Declana. Bardzo szybko możemy się jednak domyślić, że to ten pierwszy jest tutaj spoiwem i to właśnie on stworzył paczkę. Seria przypadkowych zdarzeń doprowadza do ich spotkania z Blue. Jednak, wbrew temu, czego się spodziewałam, autorka zaserwowała nam dużo bardziej skomplikowane relacje. Nie mam tu oczywistego romansu między bohaterami i nic nie jest banalne. Dzięki temu całość staje się nieprzewidywalna, a postacie żyją swoim życiem, zupełnie nie zwracając uwagi na przewidywania czytelnika.
W powieści występuje dość spora liczba bohaterów i to tych pierwszoplanowych, istotnych. Maggie Stiefvater poradziła sobie jednak znakomicie i nie sposób ich ze sobą pomylić. Każdy bohater ma własny, specyficzny charakter, każdy posiada własną historię, problemy i kieruje się innymi pobudkami, nawet jeśli cel mają ten sam - obudzić linie mocy. Trudno jest mi nawet wybrać swoją ulubioną postać, książka jest napisana w taki sposób, że nie przyszło mi do głowy kwestionowanie wyborów bohaterów. Traktowałam ich raczej jak prawdziwych ludzi. Jestem pełna podziwu, nie łatwo jest przecież stworzyć postacie tak rzeczywiste, jakby miały za chwilę stanąć obok mnie.
Nawet nie wiem kiedy pokochałam tę opowieść tak bardzo, że stała się jedną z moich ulubionych książek. Ma wszystko czego oczekuję od powieści. Jest tajemnica, której rozwikłanie trwa 500, a mimo to nie nudzi czytelnika. Jest oryginalność, bo przecież magicznych opowieści jest na rynku całe mnóstwo i choć wydaje się, że było już wszystko, autorce udało się wprowadzić powiew świeżości. Jest wątek miłosny, ale nie banalny i oczywisty, a przede wszystkim nie przyspieszony, jak to zazwyczaj bywa. Raczej zaskakujący, ciekawy i piękny. Jest jeszcze coś, przez co moja skromna osoba ma przeogromną słabość do tejże lektury - kruki. Do wszystkich opowieści, w których te ptaki odgrywają kluczową rolę nigdy nie trzeba mnie długo przekonywać (patrz: mój nick, czy choćby uwielbienie do Nevermore). Całości doprawił fragment uwielbianego przeze mnie "Kruka" Edgara Allana Poe, zamieszczony przed prologiem. Czy ta historia została napisana specjalnie dla mnie?! ;)
Język autorki urzekł mnie już w "Wyścigu Śmierci", a i tym razem nie jestem rozczarowana. Stiefvater pisze w specyficzny sposób i tak też prowadzi akcje. Wszystko dzieje się pozornie niespiesznie, fabuła rozwija stopniowo... a jednak. Warto czytać między wierszami i myśleć, tylko wtedy rozwinięcie akcji nie wbije nas w fotel. Na powieść warto spojrzeć z perspektywy czasu, ochłonąć. Ja, pisząc to po kilku dniach od skończenia lektury, wiem jedno: kocham "Króla Kruków"!
Cóż więcej mogę powiedzieć? To opowieść znakomita, zaskakująca i nietuzinkowa, którą gorąco polecam każdemu z Was. Nie widzę w niej nic, do czego mogłabym się przyczepić. Doszłam również do trzech, bardzo ważnych wniosków. Primo: "Drżenie" czeka na mojej półce już o wiele za długo. Secundo: Uroboros miał naprawdę mocne wejście (ciekawe, jak z pozostałymi pozycjami?). Tertio: kocham "Króla Kruków" (tak, tak, wiem, że to już pisałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć, w razie, gdyby ktoś nie zauważył).
Polecam!!!