Śmiało mogę stwierdzić, że nie ma drugiego takiego miasta w Polsce, aglomeracji gdzie styka się tyle kultur i narodów. Polacy, Żydzi, Litwini, Tatarzy, Łemkowie. Ogrom różnych tradycji, obyczajów, przekonań. Wszystko się zazębia i miesza by powstała wielokulturowa mieszanka. O takim właśnie kotle traktuje Marcin Kącki w „Białystok Biała siła, czarna pamięć".
Książka to nie tylko zapis rozmów, jakie przeprowadził autor z mieszkańcami, ale także przedstawienie wydarzeń, jakie miały miejsce na Podlasiu. Przekrój jest bardzo bogaty. Znajdziemy tu zarówno kwestie żydowskie, jak i spór o in vitro, czy język esperanto.
Przed sięgnięciem po książkę miałam pewien ogląd, na to, czym żyje Białystok. Można powiedzieć, że historia na zawsze odcisnęła piętno na świadomości i dalszym życiu mieszkańców Białegostoku. Jedwabne, masowe wywózki Żydów, wzajemne donoszenie położyło się cieniem na stosunki obu tych narodów. W lekturze konflikt ten wybrzmiewa bardzo mocno. Autor przez prawie połowie książki tropi, jak doszło do tego, że Polak z Żydem jest aż w takim sporze. W dalszej części Kącki oprowadza nas przez środowisko kibiców. Jednak nadal pozostajemy w klimatach narodu niejako wygnanego. Szkoda, że autor nie odciął tej kwestii i nie zapoznał czytelnika z pasjonatami piłki. Zabrakło mi tutaj, czemu świat boiska wygląda tak, a nie inaczej.
Podlasie oprócz korzeni patriotycznych opiera się także na religii. To właśnie tutaj miał miejsce cud w Sokółce. O nim również możemy przeczytać w książce Kąckiego.
Czytając, nie spodziewałam się, że Białystok jest miastem aż tak bardzo podzielonym. Takim, w którym ktoś z innym kolorem skóry, innego wyznania nie ma prawa spokojnie mieszkać. Ciągle narażony jest na szykany, obelgi czy pobicia. Jednak z drugiej strony podczas lektury miałam myśli, że nie może być przecież aż tak źle. Zabrakło mi tu drugiego głosu. Mam wrażenie, że autor miał w głowie pewną tezę, która prowadził przez całą książkę. Mimo to warto przeczytać lekturę, by zobaczyć, jak wielokulturowy jest Białystok.