Jeśli masz powyżej 20 lat, a ciągle czytasz książki dla młodzieży, być może spotykasz się z negatywnymi reakcjami otoczenia, od niedowierzania, przez śmiech, aż po pogardę i traktowanie cię jak gorszy rodzaj czytelnika. A może należysz do tej drugiej strony i wydaje ci się, że young adult to tylko płytkie, głupiutkie i kiepsko napisane historie o zakochanych nastolatkach i ich szkolnych problemach? Owszem, zdarzają się i takie, ale o wiele częściej są to piękne, poruszające i realistyczne historie, takie jak "Najgłośniej krzyczy serce" - najnowsza powieść Martyny Senator.
Powieść opowiada o Ninie - wrażliwej, kochającej taniec dziewczynie, która pada ofiarą prześladowania ze strony rówieśników. Niespodziewanie w jej obronie staje Kacper - szkolny outsider, którego rodzina niedawno rozpadła się na kawałki. Oboje cierpią po cichu, ale kiedy ataki stają się coraz brutalniejsze, muszą odnaleźć w sobie siłę do walki nie tylko z prześladowcami, ale i z tymi, którzy powinni ich chronić.
Tak, główni bohaterowie to para nastolatków, którzy chodzą do liceum i przeżywają pierwszą miłość. Ale podsumować tę historię w ten sposób to jak powiedzieć, że bohaterowie “Władcy Pierścieni” poszli na długi spacer, a w “Pieśni lodu i ognia” wszyscy się ze sobą kłócą. Trzeba powiedzieć głośno, że nastolatki to też ludzie, a ich problemy nie są ani mniej ważne, ani mniej poważne niż dorosłych. Czy rozdzierająca serce żałoba może być bagatelizowana, bo przeżywa ją młody człowiek? Czy można zignorować wołanie o pomoc nastolatki, żyjącej w ciągłym poczuciu zagrożenia, bo “przecież X to taki dobry chłopiec i na pewno muchy by nie skrzywdził!”? Niestety, jak to brutalnie, ale niestety prawdziwie pokazała autorka, często młodzież zostaje ze swoimi problemami sama, co widać zwłaszcza w przypadku prześladowania w szkole, kiedy nauczyciele wolą udawać, że nic się nie dzieje, albo wręcz stają po stronie prześladowcy, obwiniając ofiarę. Nie mówię, że zawsze tak jest, ale niestety o wiele częściej niż powinno.
Tak, “Najgłośniej krzyczy serce” to powieść z nurtu young adult, ale wcale nie oznacza to, że powinna ją czytać tylko młodzież. Być może młodzi czytelnicy bardziej będą w stanie utożsamić się z bohaterami, których uczucia i emocje - zarówno te negatywne, odbierające chęć do życia, jak i te piękne, towarzyszące kiełkującej miłości - tak do bólu realistycznie, przedstawiła autorka. W tym wypadku chciałabym jednak, żeby po tę powieść sięgnęli również dorośli - zwłaszcza rodzice i pedagodzy, żeby lepiej zrozumieć punkt widzenia młodzieży i w sytuacji kryzysowej umieć odpowiednio zareagować, nie powielając krzywdzących i niesprawiedliwych zachowań opisanych na kartach tej książki.
Przynależność do tego a nie innego gatunku nie oznacza też, że powieść pod względem literackim jest gorsza niż te skierowane do dorosłego czytelnika. Warsztat pisarski Martyny Senator nieodmiennie mnie zachwyca. Gdybym chciała podkreślić każdy piękny cytat, odnoszący się do przeżyć bohaterów, do oparcia, nadziei i siły, jakie odnaleźli w sobie nawzajem, do słodkiego smaku pierwszej miłości, czy do tego, czym dla Niny jest taniec, to niewiele zostałoby w książce kartek bez ani jednego podkreślenia.
Chociaż uważam, że "Najgłośniej krzyczy serce" to wspaniale napisana, ważna i niebywale potrzebna powieść, to jest jedna rzecz, która trochę mi w niej przeszkadzała - zbyt duża ilość przekleństw. Przełknęłabym, gdyby wulgaryzmów używały w większości negatywne postacie, ale kiedy robi to główny bohater..? Oczywiście rozumiem i szanuję argumenty autorki, że czasem jest to nieuniknione, ponieważ bohaterowie muszą być realistyczni, a młodzież często posługuje się właśnie takim językiem, ale, patrząc na tę kwestię szerzej, czy nie tworzy się tutaj błędne koło? Książki dla młodzieży zawierają przekleństwa, bo młodzież i tak ich używa, a używa ich, bo zewsząd jest nimi bombardowana, nawet w książkach. W jakimś stopniu młody człowiek może traktować to jako przyzwolenie, bo skoro bohater w książce przeklina, to czemu nie ja? Nie piszę tego jako zarzut w stosunku do Martyny Senator, bo zdaję sobie sprawę, że autorzy też muszą dostosowywać się do pewnych wymogów - bardziej jako ogólną refleksję, bo ta kwestia bardzo mnie smuci i boję się, jak to będzie wyglądało za kilkanaście lat, kiedy to mój syn pójdzie do liceum.
Wracając do samej książki, chociaż napisałam już bardzo dużo, to mam wrażenie, że tak naprawdę nie napisałam nic. To jak próba opisania komuś pięknego krajobrazu, który się zobaczyło - możesz opisać jego poszczególne elementy oraz uczucia, które ten widok w tobie wywołał, ale rozmówca nie będzie w stanie podzielać twojego zachwytu do momentu, aż na własne oczy nie zobaczy tego, o czym opowiadasz. Mogę tylko szczerze zachęcić, abyście sami sięgnęli po “Najgłośniej krzyczy serce” i pozwolili, aby ta powieść złamała wam serce na kawałki i poskładała je na nowo, tak, jak to zrobiła z moim.